2.02.2014

03. There are dark shadows on the earth, but its lights are stronger in the contrast...

Cudowne kwiaty
I ukryte skarby
Na łące życia
Mój akr nieba
Pięcioletnie zmrożone serce
W miejscu zwanym domem
Żegluje na falach przeszłości.
-
Nightwish - Meadows of Heaven

~*~

Po drodze minęłam kilku znajomych, jednak nie miałam czasu na zbędne pogaduszki. Pewnie znowu uznają mnie za gbura... 
Pracownicy ośrodka widząc mnie i Lenę zastanawiali się co Uriel i Gabriel mogą mieć wspólnego, przecież jesteśmy całkowitymi przeciwieństwami. 
- Co robisz? To boli! - Nagle poczułam mocne szarpnięcie. 
- Pospiesz się, idziemy do ogrodu. - Uświadomiłam moją towarzyszkę.
- Do ogrodu? Po co?! - Zdziwiona trzynastolatka stanęła naprzeciwko mnie i wyraźnie nie spodobał się jej mój pomysł.
- Znajdziemy Rafaela. On pomoże ci z twoją raną. - Ponownie złapałam ją za nadgarstek. Dziewczyna wyswobodziła rękę i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym żalu.
- Przestań! - Krzyknęła. - Nie traktuj mnie jak dzieciaka! To moja wina, że zostałam ranna, muszę poprawić swoje umiejętności i zrobię to sama! - Wyglądała jakby za moment miała zacząć płakać. - Nie mogę wiecznie polegać na innych! Pozwól mi załatwić to samej... - W pierwszej chwili ogarnęła mnie ogromna fala złości. Marnuję swój czas, chcę jej pomóc, ale ona najzwyczajniej w świecie odrzuca moją ofertę. Jednak po dłuższym zastanowieniu zrozumiałam jej prośbę. Nikt z nas nie mógł zmienić swojego losu, jedynym wyjściem było zginąć lub stać się silniejszym. Lena była podopieczną Gabriela - drugiego z najsilniejszych archaniołów. Wszyscy widzieli w niej wielką bohaterkę, która powinna być przykładem doskonałego pogromcy upadłych. Spojrzałam głęboko w jej szklące się oczy. Uśmiechnęłam się i nic nie mówiąc wskazałam głową aby poszła. 
- Dziękuję... - Wyszeptała i odeszła w przeciwną stronę. Podeszłam do ściany i oparłam się o nią plecami. Natłok myśli nie pozwolił mi się uspokoić. Gniew, złość, żal, smutek... Tak wiele emocji buzowało w mojej głowie… Przykucnęłam i objęłam swój brzuch ramionami. Ponownie poczułam ciepłą stróżkę na moim policzku. Dlaczego płaczę? Dlaczego jestem taka słaba? Dlaczego Uriel wybrał właśnie mnie? Kilka przechodzących osób spojrzało na mnie z zaciekawieniem, nie często zdarza się zobaczyć jednego z Wielkiej Siódemki w takim stanie. Podniosłam się i otarłam łzy dłonią. Ruszyłam w stronę ogrodu. 
 W zachodniej części tego wielkiego budynku była wielka szklarnia, zwana powszechnie ogrodem. W jej wnętrzu znajdowały się najróżniejsze odmiany kwiatów, krzewów i drzew. Pomiędzy roślinami i kroplami rosy odpoczywają one - anioły. W postaci świetlistych duszków leżały na trawie, siedziały na liściach, gałęziach, płatkach kwiatów. Niektóre chowały się w cieniu, inne wygrzewały na słońcu. Wszystkie tak samo piękne, każdy wyjątkowy. Największą uwagę przykuwała Wielka Siódemka - archanioły. Najsilniejsze spośród opiekunów. Weszłam do środka. Słońce oraz promienie bijące od duszków dodawały niesamowitej energii. Kilka z nich zaciekawiło się moją osobą. Utworzyły niewielki pierścień i zaczęły krążyć nad moją głową. Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam rękę w powietrze. Po chwili poczułam znajomy dotyk. Wypełnił mnie spokój i poczucie bezpieczeństwa. Na dłoni usiadł mój stróż, mój najdroższy Uriel.
- Witaj Holie! - Przywitał się. Jego głos przypominał niezwykłą mieszankę nut i obrazów. Dźwięk ten przynosił na myśl tęczę, krople rosy, promienie słońca. Przypominał wszystko to co sprawiało, że czułam się wolna. Każdy anioł posiada swój unikalny głos, który słyszą jedynie jego podopieczni. 
- Witaj. - Odpowiedziałam. Uriel usiadł na moim ramieniu. Był niewielkim duszkiem o białej barwie. Jego delikatne skrzydełka przypominały skrzydła ważki. Miał szpiczastą główkę i drobne kończyny. Całe jego ciałko otaczała jasnopomarańczowa aura. - Jak się dzisiaj miewasz?
- Dobrze. Holie, czy wszystko w porządku? Płakałaś... - Zawsze dostrzegał to co starałam się ukryć. Jako jedyny znał mnie najlepiej.
- Urielu, przecież mnie znasz. Wiesz, że często płaczę. Przecież wiesz, że to mój jedyny sposób na rozładowanie emocji. Nie potrafię tego kontrolować. - Delikatnie przesunął dłonią po moim policzku. 
- Jesteś taka doskonała... - Ogarnęła mnie błoga ulga. Nie czułam żadnych złych emocji. Byłam w stanie stawić czoła wszystkim przeciwnością losu. Przeszłam wzdłuż róż, które pod wpływem ciepła bijącego od mojego opiekuna rozkwitły. Uriel jest czwartym archaniołem w hierarchii. Jest ucieleśnieniem temperamentu, jego żywiołem jest ogień, który daje przyjemne ciepło, ale może również powodować silne poparzenia. Jest tak samo niestabilny jak ja. Ogień jest mną, a ja jestem ogniem.
 Spacerując wzdłuż alejek, trafiłam na dobrze nasłonecznioną polanę. Usiadłam na trawie i napawałam się ciepłem promieni słonecznych. Oprócz mnie i aniołów w szklarni nie było nikogo. Poczułam się wolna, nareszcie byłam tam, gdzie mogłam być sobą. Na mojej twarzy ciągle gościł uśmiech, jednak w głębi serca martwiłam się o Lenę.
- Holie, twoja przyjaciółka ma się dobrze. - Przemówił Uriel. Zaczął unosić się tuż przed moją twarzą. - Widzisz tą błękitną poświatę w cieniu drzew? To Gabriel. Ciągle czuwa nad swoją podopieczną. - Usiadł na mojej głowie. - Proszę, nie przejmuj się.
- Dziękuję... - znowu zostałam uratowana przez mojego opiekuna. Pozwoliłam by promienie słoneczne całkowicie wypełniły moje ciało. Niestety ten pozorny spokój nie mógł trwać długo. Uriel zawirował w powietrzu. Wzbił się w górę i spotkał niewielki, biały promyk. Po chwili wrócił na moje ramię. 
- Holie, przy wejściu do ogrodu czeka na Ciebie siostra Arianna. Musisz zgłosić się w gabinecie Kardynała. 
- Co znowu? - Westchnęłam. Podniosłam się i ruszyłam w stronę bramy. Anioł towarzyszył mi do samego końca drogi. 
- Do widzenia! - Ukłonił się i wzleciał wysoko w powietrze, znikając w oślepiającym blasku słońca. Weszłam na wybrukowaną alejkę i przechodząc obok kwitnących krzewów róż trafiłam prosto na Ariannę. Wysoka, szczupła kobieta o szafirowo niebieskich oczach, ubrana w czarny habit. 
- Uriel? - spojrzała na mnie badawczym wzrokiem. - Masz zgłosić się w gabinecie Kardynała. Czeka na ciebie z bardzo ważną wiadomością. - Powiedziała oziębłym głosem. Niestety jej uroda ani trochę nie współgrała się z jej charakterem. Kiwnęłam głową i wyszłam na korytarz. - Korytarzem do końca i w lewo. - Nie wytrzymałam. Szukałam odpowiednich słów jednak nie mogłam dobrać właściwych.
- Przecież wiem. Sama trafię... - Powiedziałam nieuprzejmym tonem. Arianna poprawiła okulary na nosie i poszła w przeciwnym kierunku. Na szczęście dzisiaj nic nie było w stanie popsuć mi humoru. Bynajmniej tak myślałam.
 Przechodząc korytarzem spotkałam kilku młodych egzorcystów, którzy spoglądali na mnie z wielkim zachwytem. Kilka dziewczyn zachichotało na mój widok. Spiorunowałam je spojrzeniem i przyspieszyłam kroku. Po chwili znalazłam się dokładnie pod gabinetem Kardynała. 
- Nie za ciepło ci? - Usłyszałam znajomy głos. Odwróciłam się i zauważyłam Artura. Nikt nie działał mi na nerwy bardziej niż on. Wzięłam głęboki oddech i uśmiechnęłam się.
- Witam księcia. - Ukłoniłam się. - Słyszałam, że ostatnio mocno ucierpiałeś podczas walki. W sumie musiało być ciężko walczyć z upadłym w postaci pluszowego misia. - Zaśmiałam się. Chłopak aż zagotował się ze złości.
- To był niedźwiedź! - Krzyknął i odszedł znacznie szybciej, niż się pojawił. Artur był dziewiątym egzorcystą w hierarchii, potomkiem sławnego króla Artura. Pokręciłam głową i otworzyłam drzwi. Wewnątrz panował półmrok. Pomimo popołudniowej pory, w gabinecie paliło się kilka świec. Weszłam do środka.
- Uhmm, przepraszam? – Odezwałam się niepewnie. Na przeciwko mnie stało wielkie, dębowe biurko, przed którym ustawione były dwa krzesła. Za biurkiem siedział szczupły, łysiejący mężczyzna o bardzo przyjemnym uśmiechu. Spojrzał na mnie łagodnym wzrokiem.
- Ah, panna Holie! - Wskazał ręką na jedno z krzeseł - Zamknij drzwi i proszę, dołącz do nas. - Wykonałam jego polecenie. Obok mnie siedział dziewiętnastoletni, wysoki, szczupły chłopak. Uśmiechnęłam się do niego. Popatrzył na mnie surowym wzrokiem i ponownie skupił się na Kardynale. - Skoro jesteśmy już wszyscy pozwólcie, że was sobie przedstawię. - Starzec wskazał na gbura siedzącego po prawej stronie - To Josh, podopieczny Kamaela. Ta niezwykła osoba - wskazał na mnie - to Holie, podopieczna Uriela.
- Witaj. - Powitał mnie chłodnym, nieczułym głosem. Cóż, czego więcej można spodziewać się po podopiecznym opiekuna zasad i sprawiedliwości?
- Cześć - Wyszczerzyłam się. Ponownie obdarzył mnie jednym z tych jakże miłym spojrzeń. 
- Skoro część oficjalną mamy za sobą pozwólcie, że przejdę do konkretów. Zaprosiłem was tutaj bo sytuacja wymaga waszej współpracy. - Kardynał spojrzał na nas błagalnym wzrokiem. - Musicie pokonać czarnego egzorcystę, który zaczął aktywnie działać na naszych terenach. 
- Super! - Krzyknęłam. - Nareszcie coś ciekawego. - Josh spojrzał na mnie, jak na wariatkę.
- Z całym uszanowaniem, ale nie będę pracować z tym dzieckiem. - Odgarnął włosy z twarzy i położył głowę na oparcie fotela. - Sam pokonam tego żałosnego buntownika. 
- Niestety, sam nie dasz rady. - Uspokoił go starzec. - Będziesz potrzebował pomocy.
- Mnie to już nikt nie spyta o zdanie?! - Wrzasnęłam gwałtownie wstając. - Mi też nie podoba się współpraca z tym gburem... 
- Uspokój się Holie. Sprawa jest poważna. Wyruszacie dzisiaj po zmroku, a teraz idźcie się przygotować. - mężczyzna splótł ręce i oparł je na biurku.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia?! - Podniosłam głos. - Dlaczego nikt nie pyta mnie o zdanie? Czy ja do cholery nie mam nic do powiedzenia? - Zalała mnie ogromna fala złości. W tej samej chwili spostrzegłam, że Josh wychodzi z gabinetu. - Jeszcze wrócimy do tej rozmowy. - Wskazałam palcem na Kardynała. - Ej ty! Poczekaj! - Wybiegłam i z hukiem trzasnęłam drzwiami. Chłopak zatrzymał się i odwrócił na pięcie.
- Czego? - Zapytał. - Muszę przygotować się do podróży. - Przeczesał długie, zielone włosy palcami. 
- Nie myśl sobie, że jak jesteś starszy to będziesz mi rozkazywać. Od razu mówię, że nie będę wykonywała twoich rozkazów. Jeśli będziesz w tarapatach, pomogę, ale nie licz na to, że będę broniła twojego tyłka. - skrzyżowałam ręce. 
- Skończyłaś? Wybacz, nie mam czasu. - Odszedł.
- Dupek! - Krzyknęłam i poszłam w przeciwną stronę chowając dłonie w kieszeniach szortów. 
 W drodze do sypialni minęłam salę, w której odbywał się trening Leny. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, pomimo tego ciągle uczestniczyła w zajęciach. Przystanęłam i spojrzałam na nią. Była taka niewinna, nigdy nie powinna trafić do tego wariatkowa. Zaśmiałam się cicho i poszłam dalej. Zbliżała się pora obiadowa i ponownie mój żołądek dał o sobie znać. Do wyjścia zostało jeszcze około czterech godzin. Wystarczająco, by pozwolić sobie na wizytę u Jaxa. Powolnym krokiem przemierzałam kręte korytarze tej ogromnej budowli. Jestem tutaj już tak długo, a nadal nie zwiedziłam wszystkich zakamarków...
~*~
 Witam, dzisiaj troszeczkę krótszy rozdział, ale powoli wprowadzający do ciekawszych wydarzeń. Mam nadzieję, że się podobało. Prace nad dalszymi rozdziałami idą pełną parą i kolejne dwa są już gotowe! Dzisiejszy fragment miał pojawić się wcześniej, jednak z powodów technicznych jego premiera nieco się opóźniła, za co serdecznie przepraszam. Na koniec chciałbym podziękować za wszystkie odwiedziny i miłe komentarze. Wkrótce kolejna część! Pozdrawiam ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics