14.02.2014

05. Find a place inside where there's joy, and the joy will burn out the pain.

Nic poza krwią tak czerwoną i obumarłą
Nic poza cierpieniem, upadam na kolana
Demony dręczą, cierpię i krwawię
Jedyną drogą wyjścia jest przez okno marzeń
-
Wintersun - Beautiful Death

~*~
 Blade światło... Dostrzegłam delikatne promienie... Gdzie jestem? Śnię? Spróbowałam się podnieść - to na nic. Co się stało? Czy ja.... Czy ja umarłam? - Nerwowo rozglądałam się wokół siebie. Oprócz tych delikatnych promieni nie dojrzałam niczego. Pustka. Więc tak wygląda życie po życiu? Poczułam jak moje bezwładne ciało powoli dryfuje w kierunku tego światła. Pragnęłam się zatrzymać, jednak nie przynosiło to rezultatów. Poddałam się. Przestałam walczyć; pozwoliłam, by ta niezwykła fala niosła mnie wraz ze swoim biegiem. Przymknęłam oczy. Mama? Czy to ty? Nerwowo je otworzyłam, będąc tuż przy źródle tego niezwykłego blasku. 
- Mama! Mamo! Nie, nie wchodź tam! - Starałam się krzyczeć. Oślepiająca szczelina w mrocznych przestworzach była jedynie odbiciem. Odbiciem tego, co już zdążyłam przeżyć. Teraz zorientowałam się co się stało. Odnalazłam część utraconych wspomnień! Tak,  teraz wszystko pamiętam… 
Moja rodzina zginęła w pożarze, miałam wtedy niecałe pięć lat. Osierocona trafiłam do jednego z przykościelnych sierocińców - dzięki temu zostałam egzorcystką. Dlaczego o tym zapomniałam? Wszystko było takie niewyraźne, takie zamglone. Starałam się dokładnie przyjrzeć temu niezwykłemu zjawisku. 
- Mamo, proszę nie odchodź! - Krzyczałam. Obrazy stawały się coraz bardziej rozmyte. Czułam, że się od nich oddalam. Byłam tak blisko, ale nie mogłam nic zrobić. Wyciągnęłam rękę, chcąc się zatrzymać i wrócić. Muszę poznać prawdę, to przecież jedyna okazja! Wrzeszczałam, jednak nic się nie zmieniło. Powoli dryfowałam w całkowitym mroku. Ponownie zamknęłam oczy. Światło zniknęło...
 Obudziłam się na zimnej, betonowej podłodze w tej samej fabryce. Strasznie bolała mnie głowa, w ustach czułam metaliczny smak krwi. Nigdzie nie było Uriela. Podniosłam się do pozycji półsiedzącej i starałam się zorientować, co się właściwie stało. Wnętrze wypełniały odłamki szkła, posadzka była mokra od kropel deszczu, które wpadały przez rozbite okna. Gdzie podziała się Lewiatan? 
Z trudem podniosłam się i chwiejnym krokiem podeszłam do swojego miecza, oddalonego o kilka metrów. Podniosłam broń i szłam dalej w kierunku wielkich, metalowych drzwi. 
Nagle moim oczom ukazał się przerażający widok. Pomiędzy dużymi reflektorami zawieszonymi pod sufitem zauważyłam znajomą sylwetkę…
- Josh! – Byłam w szoku. Jego ciało zwisało bezwładnie na dwóch linach zawiązanych tuż przy jego nadgarstkach. Krew z rany na brzuchu powoli spływała na dół, gdzie powstawała niewielka kałuża. Niewiele myśląc wskoczyłam na stos drewnianych skrzynek i skoczyłam w górę. Jedną ręką objęłam nieprzytomnego chłopaka w pasie, drugą starałam się odciąć go od tych przeklętych lamp. Udało się! Z głośnym hukiem spadliśmy na podłogę. Szybko sprawdziłam jego puls. Serce ciągle biło - żył. Ułożyłam go w bezpiecznej pozycji i błyskawicznie podniosłam się z kolan. Wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń, wzięłam głęboki oddech po czym zaczęłam kreślić ramiona pięcioramiennej gwiazdy. Poczułam znajomy wiatr, który zaczął unosić się wokół. Po chwili otoczyły mnie maluteńkie iskierki i ciepły powiew wypełnił pomieszczenie. 
- Holie! - Usłyszałam melodyjny głos. - Holie, przepraszam! - Pojawił się Uriel, który zaczął nerwowo krążyć nad nieprzytomnym Joshem. 
- Urielu, to ja przepraszam. Zawiodłam. - Spojrzałam na niego. - Proszę, możemy wracać? - Zapytałam. Płacz ściskał moje gardło, nie mogłam wydobyć z siebie nic więcej. 
- Oczywiście, już poinformowałem Rafaela. - Podeszłam do chłopaka i przykucnęłam przy nim. Złapałam jego dłoń. Po chwili obok nas pojawił się biały portal z którego wyszła niska, szczupła dziewczyna ubrana w śnieżnobiały, długi płaszcz z kapturem. Jej blada karnacja była idealnym tłem dla szafirowo niebieskich oczu, a kręcone, blond włosy sięgały jej mniej więcej połowy pleców. Na ramieniu zauważyłam nieduży bladoniebieski promień - Rafael. Więc to była jego podopieczna. Nigdy wcześniej jej nie spotkałam. Czyli tak wyglądała trzecia najsilniejsza egzorcystka? 
Dziewczyna spojrzała na mnie i uśmiechając się, delikatnie skinęła głową. Podeszła bliżej i przyklęknęła tuż obok mnie i Josha. 
- Witaj... - Przywitałam się. Blondynka podała mi rękę. Ciągle milczała. - Czy możesz go uratować? – spytałam pełna nadziei, patrząc jej głęboko w oczy. Ponownie skinęła głową. Nie wydobyła z siebie żadnego, nawet najcichszego dźwięku. Wskazała gestem, abym się odsunęła. Wykonałam jej polecenie i stojąc kilka kroków za jej plecami przyglądałam się uważnie. Blondynka ściągnęła z prawej dłoni długą, białą rękawiczkę i przyłożyła ją do piersi nieprzytomnego chłopaka. Rafael wzleciał nad nią i okrążył ich kilkukrotnie.  Przybyła egzorcystka stanęła przed leżącym Joshem i wyciągnęła prawą rękę przed siebie. Zamknęła oczy i zaczęła ruszać ustami. Ciągle milczała. Z jej dłoni zaczęły wydobywać się niebiesko-białe promienie. Delikatny podmuch uniósł kosmyki jej zjawiskowych blond włosów. Niebieskooka skierowała swoją dłoń tuż nad ranę Josha, która pod wpływem mistycznego światła przestała krwawić i całkowicie zniknęła. Cudowna moc. Skończyła po około pięciu minutach. Zacisnęła wyciągniętą dłoń, tym samym hamując bijące z niej promienie. Odwróciła się w moją stronę, a Rafael ponownie usiadł na jej ramieniu. Uśmiechnęła się i wskazała na unoszącego się nade mną Uriela. 
- Holie, oto Liv- podopieczna Rafaela. - Usłyszałam znajomy głos anioła. Dziewczyna ciągle się uśmiechała. – Niestety… Nie jest w stanie nic powiedzieć. 
- Oh, rozumiem. Miło mi, na imię mi Holie. - Podeszłam bliżej. - Liv, jestem ci wdzięczna za uratowanie mu życia. – Podziękowałam, cudem powstrzymując łzy. Po chwili dziewczyna podeszła bliżej i położyła swoją dłoń na mojej piersi. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Poczułam, jak moje rany powoli zaczynają się zrastać. Ból niemal całkowicie ustąpił. Liv wyraźnie się ucieszyła i podeszła do białego portalu, wskazując gestem, abym poszła za nią. Podniosłam swój miecz i ruszyłam w jej stronę. 
 Znalazłyśmy się w wielkiej sali, gdzie kilku pracowników szykowało się, by wejść do tego samego świetlistego otworu z noszami.  Wrócili po około dziesięciu minutach z wciąż nieprzytomnym egzorcystą. Spojrzałam na niebieskooką i zadałam pytanie:
- Czy z nim na pewno wszystko dobrze? - Kiwnęła głową.
- Spokojnie Holie, - Wtrącił się Uriel. - Rafael wyleczył wszystkie jego rany, jednak utracił dużo krwi. Potrzebuje czasu na odzyskanie sił. 
- Rozumiem... - Spuściłam wzrok. Liv podeszła bliżej i uściskała mnie. Poczułam cudowny zapach lilii. Spojrzała na mnie. „Wszystko będzie dobrze, tylko proszę, nie płacz...” - Zdołałam odczytać słowa z jej poruszających się warg. Dziewczyna puściła mnie, po czym poszła w kierunku czekającej Arianny. Następnie obydwie opuściły salę.
 Podeszłam do jednej z drewnianych ławek i usiadłam. 

- Dziękuję Urielu. Możesz odpocząć. -  Widok bladopomarańczowego promienia wywołał uśmiech na mojej twarzy.
- Holie, gdy będziesz mnie potrzebować po prostu mnie wezwij. – Powiedział, następnie zniknął. Potrzebuję chwili wytchnienia, odpoczynku. Teraz jedynym lekarstwem była samotność. Rozglądnęłam się po pomieszczeniu. Ostatni pracownicy wrócili już z pola bitwy. Portal powoli zaczął znikać. Zacisnęłam pięści i zaczęłam płakać. Czułam się winna, to wszystko przez to, że jestem taka słaba! Ciepłe łzy zaczęły spadać na moje nogi. Czułam zapach krwi na swoim ubraniu. Przegraliśmy, cały ten wysiłek poszedł na marne. 
Po około dwudziestu minutach całe zamieszanie ustało. W pomieszczeniu oprócz mnie i Marie nie było nikogo. Podeszłam do lady i nic nie mówiąc położyłam na niej miecz i pelerynę. Kobieta spojrzała na mnie ze współczuciem, wzięła przedmioty i oddaliła się. Byłam sama, właśnie tego teraz potrzebowałam. Głośno westchnęłam i skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach wpadła na siostrę Ariannę, która poprawiając swoje okulary, ostrym głosem oznajmiła:
- Urielu, za cztery godziny zgłosisz się w gabinecie Kardynała. Musisz zdać raport z misji i wyjaśnić, dlaczego się nie powiodła. - Spojrzała na mnie. - Przed tym wróć do sypialni i doprowadź się do porządku. To wszystko, możesz sobie iść. - Odwróciła się i równym, marszowym krokiem oddaliła się w przeciwnym kierunku. Pieprzona służbistka! Przeklinałam ją w myślach. Nigdy nie okazywała swoich uczuć, zazwyczaj jedynie poprawiała te swoje okularki.  
Dochodziła szósta, miałam więc wystarczająco dużo czasu na odpoczynek. Powolnym krokiem przemierzałam korytarz, prowadzący wprost do mojej sypialni. Pozostali lokatorzy tego skrzydła jeszcze spali, nie musiałam więc obawiać się żadnych niewygodnych pytań. Dostałam się do środka swojego pokoju i starając się niczym nie przejmować, weszłam do maluteńkiej łazienki. Oparłam ręce o porcelanową umywalkę i spojrzałam w lustro. Brudna, zakrwawiona twarz. Czy ja naprawdę chcę tak żyć? Włożyłam głowę pod kran i odkręciłam zimną wodę. Poczułam przyjemne orzeźwienie. Po chwili zakręciłam kurek i ponownie spojrzałam w lustro. „Nigdy więcej nie przegram... Nigdy!” Spojrzałam w swoje oczy, po czym z furią uderzyłam pięścią w srebrną taflę szkła. Niewielkie odłamki rozsypały się po podłodze. Poczułam znajome pieczenie, gdy kawałek szkła zranił moją dłoń. Krew zaczęła kapać wprost do misy umywalki barwiąc ją na intensywny odcień czerwieni. Wytarłam rękę w ręcznik i zaczęłam powoli zdejmować ubranie. Wzięłam szybki prysznic.
Całą toaletę skończyłam po około trzydziestu minutach. Owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do pokoju. Dłoń nadal lekko krwawiła, dlatego podeszłam do biurka i z jednej z szuflad wyciągnęłam bandaż. Opatrzyłam ranę. Następnie zaczęłam szukać ubrania. Znalazłam podniszczony, czarny T-shirt i krótkie, kraciaste szorty. Wyjęłam również bieliznę i parę czarnych, długich podkolanówek. Ubrałam się i uczesałam włosy, które zdążyły już lekko wyschnąć. Zostało mi niecałe trzy godziny  do wizyty u staruszka... Położyłam się na łóżku i starałam się nie myśleć o całym dzisiejszym dniu. Jestem taka głupia. Myślałam że jestem silna, jednak tak naprawdę nie byłam w stanie nic zrobić, przeze mnie ten chłopak prawie został zabity. Muszę stać się silniejsza. 
W głowie miałam totalny chaos, ciągle rozważałam słowa Lewiatana oraz to co zobaczyłam, będąc nieprzytomną. Teraz już wiem, że to na pewno nie był wypadek i zrobię wszystko, aby dowiedzieć się prawdy. Przede wszystkim muszę stać się silniejsza, muszę... Przymknęłam oczy. Muszę... Muszę odpocząć... Zwinęłam się w kłębek i powoli odpływałam. Chciałbym móc jeszcze raz o wszystkim zapomnieć...
Ocknęłam się po mocnym śnie, nerwowo rozglądnęłam się po pustym pokoju. 
- Która godzina? - Pomyślałam. Półprzytomna starałam się zlokalizować zegarek. Za dwadzieścia dziesiąta. Uff, nie zaspałam, chociaż po tym jak się czułam, stwierdziłam, że mogłabym przespać resztę życia- przynajmniej nikt by nie ucierpiał. Wstałam z łóżka i przeciągnęłam się leniwie. Mimo, że Liv wyleczyła całkowicie moje rany, ból mięśni oraz ogólne zmęczenie dawało mi się we znaki. Cóż taki już mój los... Związałam włosy w luźny kucyk i wyszłam z pokoju. Zamykając drzwi zauważyłam na nich karteczkę z niezwykle starannym napisem: „Witaj w domu!” - Lena. Pewnie dowiedziała się już co się stało. Ściągnęłam liścik i ponownie wróciłam do pokoju. Rzuciłam go na blat biurka i sięgnęłam po szeroką, czarną bluzę z kapturem. Założyłam ją i naciągnęłam czarny materiał na głowę. Co ja robię?! Zaśmiałam się cicho. Czyżbym próbowała się ukryć? - Całkiem możliwe... Schowałam ręce w kieszeniach i wyszłam z pokoju.
Mijając stołówkę zauważyłam samotnie siedzącą Lenę. Trzymała w dłoni jakąś książkę i popijała coś z porcelanowej filiżanki. Wyglądała tak normalnie, tak spokojnie... Pomimo tego całego szaleństwa była sobą, zawsze jej tego zazdrościłam. Naciągnęłam szeroki kaptur na oczy i poszłam dalej korytarzem. Choć była tak wczesna pora, ośrodek niemal całkowicie opustoszał. Żadnych egzorcystów czy pracowników. Miałam wrażenie, że chociaż raz to oni starają się uniknąć mnie. 
Spacerowałam powolnym krokiem, zmierzając do gabinetu Kardynała. Ciekawe czego chciał. Może mnie wywalą? Może w końcu uwolnią mnie od tej całej psychozy... Ha, głupia nadzieja, pewnie dostanę jakiś karny trening i na tym skończy się ta cała szopka... Po drodze zauważyłam, iż w jednej z przeszklonych sal szpitalnych leży on - nieprzytomny Josh. Serce zadrżało mi na samą myśl o nim. Poczułam jak tracę wszystkie siły. Poczułam jak zimny pot oblewa moje plecy i skronie, czułam ten znajomy ucisk w gardle. Podeszłam bliżej szklanej tafli i przyłożyłam do niej dłoń. Całe ciało Josha pokryte było bandażami. Rafael wyleczył co prawda wszystkie groźniejsze rany, ale pozostało kilka niegroźnych otarć i złamań. Zielonowłosy egzorcysta leżał tam całkowicie sam, otoczony z jednej strony turkusowym parawanem. Jego twarz była blada jak kartka papieru, oczy otaczały duże, sine podkowy. Poczułam ciepłą stróżkę na moim policzku.
- Holie, miałaś być twarda! - Powtarzałam w myślach. Zacisnęłam dłoń, którą trzymałam na szybie i wytarłam łzę o rękaw bluzy.  - Wyzdrowiejesz... Obiecuję! - Wyszeptałam i ruszyłam dalej.
Kwadrans później stałam dokładnie pod drzwiami Kardynała. Wzięłam głęboki oddech i odsłoniłam głowę. Niepewnie zapukałam i otworzyłam je.
- Uhm, przepraszam? Miałam się zgłosić do pana. - Powiedziałam wchodząc do środka. We wnętrzu jak zawsze panował półmrok, kilka świec tliło się na starych, masywnych świecznikach.
- Ah tak, panna Holie. Zapraszam. - Powiedział staruszek gładząc się po siwej brodzie. Usiadłam na jednym z krzeseł i spojrzałam na mężczyznę. Poczułam napływający strach. Nerwowo przygryzłam wargi i zacisnęłam pięści chowając je w długich, czarnych rękawach. 
- Nie bój się. - Przemówił po chwili - Spisałaś się bardzo dobrze. To nasza wina, ponieważ nie wiedzieliśmy z kim mamy do czynienia. Chcę tylko zadać Ci kilka pytań... - Skinęłam głową. - A więc Holie, proszę opowiedz mi dokładnie co stało się dzisiejszej nocy.
- Nie jestem tego pewna. Ta czarna egzorcystka była zbyt silna. Byliśmy bezradni... - Zdołałam z siebie wydukać.
- Rozumiem. Czy zdradziła jakieś informacje? Może zapamiętałaś coś szczególnego?
- Pamiętam, że unosiła się w powietrzu i potrafiła przemieszczać się w mgnieniu oka. - Zamknęłam oczy. - Jej imię to Lewiatan. Jednym ciosem pokonała Josha. Ja... Nic więcej nie pamiętam... - Objęłam brzuch ramionami.
- Lewiatan? - spytał zaciekawiony mężczyzna. Spojrzał na mnie, po czym otworzył jedną z szuflad biurka. Wyciągnął z niej kilka zdjęć i podał mi je. - Spójrz, czy to ona? - Wzięłam je do ręki i przyglądnęłam się uważnie. Na zdjęciu widniała podobizna dziewczynki w wieku około siedmiu lat. Miała tak samo przerażające, chłodne oczy jak ta, z którą spotkałam się zeszłej nocy.
- To ona. – Moje ciało zadrżało.
- Posłuchaj, ta dziewczyna to Melody Swenn. Trafiła do nas około dwanaście lat temu, już jako dziecko odznaczała się dużymi zdolnościami magicznymi, jednak w pewnym momencie jej treningu na egzorcystkę stało się coś dziwnego. Miało to miejsce w czasie przywoływania anioła - Kardynał zrobił krótką przerwę. - Holie, czy wiesz, że jeśli człowiek nie zostanie wybrany bezpośrednio przez anioła, również może stać się egzorcystą?
- Tak. - Potwierdziłam jego słowa.
- Tak właśnie było z Melody. Pomimo tego, że miała ogromne predyspozycje, żaden anioł nie zaoferował jej swojej opieki. Postanowiliśmy, że przeprowadzimy rytuał połączenia i za wszelką cenę zrobimy z niej egzorcystkę. W końcu była do tego idealną kandydatką. - Mężczyzna oparł się o zdobione oparcie fotela. - Niestety nasza pycha była dla nas zgubna. Podczas rytuału moc Melody wymknęła się spod kontroli naszych magów. Pomimo wszelkich starań nie byliśmy w stanie tego zatrzymać. W końcu udało nam się przywołać anioła, jednak ponieważ rytuał został przerwany przybył on, jeden z upadłych, Lewiatan. Wszyscy, którzy brali w tym udział utracili swoje życia, a Melody została czarną egzorcyską. - Nie byłam w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Przecież to straszne, sami stworzyli tak przerażającego potwora! Byłam kompletnie rozbita, jak to możliwe?! Czy cały czas walczyłam po niewłaściwej stronie? 
- To niemożliwe! - Wrzasnęłam. - Nie chcę słuchać tych bredni! - Gwałtownie wstałam z krzesła.
- Też nie jestem z tego dumny. Proszę, usiądź. - Przemówił stłumionym głosem. Oparł łokcie o blat stołu i spojrzał na mnie swoimi ciemnymi, wyłupiastymi oczami. - Mam do ciebie prośbę. Jesteś czwartą egzorcystką całego kościoła, twoja moc jest na tym samym poziomie co Lewiatana. Jesteś w stanie ją pokonać.
- Ja?! - Krzyknęłam. - To jakaś pomyłka! Nigdy nie będę w stanie pokonać tak przerażającego przeciwnika. Jestem jedynie piętnastoletnią dziewczyną, nawet z mocą Uriela nie potrafiłabym choćby jej drasnąć! Jak pan to sobie wyobraża? Mam wyjść na środek z mieczem w ręku i sprawić, że ta cała Melody umrze ze śmiechu?! 
- Posłuchaj mnie uważnie. Moc, jaką do tej pory dysponujesz, jest niczym w porównaniu z potęgą, którą możesz zyskać. W tej chwili korzystasz jedynie z około dziesięciu procent swoich możliwości. Zwykłe przyzwanie anioła zwiększa w niewielkim stopniu naturalne zdolności egzorcysty, jednak po odpowiednim przeszkoleniu egzorcysta jest w stanie na silniejszą kontrolę swojego opiekuna. Nasza organizacja odkryła do tej pory cztery stadia mocy egzorcystów. Pierwsze - przywołanie anioła, drugie - przywołanie archanioła, trzecie - kontrola, czwarte - połączenie. Dzięki swoim wrodzonym zdolnościom jesteś już przy drugim poziomie mocy, jeśli odpowiednio cię skierujemy, będziesz wstanie wejść jeszcze wyżej. Spytam ponownie, zgadzasz się wziąć udział w tej misji? 
Zamarłam. Co ten szalony starzec wygaduje?! Przecież walczyłam już z tym heretykiem, dobrze wiem jak słaba jestem. Z drugiej strony jeżeli mówi prawdę, nareszcie znalazłam sposób, by stać się silniejszą... Dlaczego zawsze znajduję się w sytuacji, z której każde możliwe wyjście, jest gorsze od poprzedniego?!
- Zgadzam się... – Wymamrotałam z nieukrywanym zwątpieniem. Chociaż raz wybiorę drogę, którą podpowiada mi serce. Zrobię wszystko, aby odpłacić jej za skrzywdzenie mojego przyjaciela.
- Doskonale. To wszystko, co miałem ci do przekazania. - Powiedział mężczyzna. – Teraz sobie odpocznij. 
- Ale... - Próbowałam zapytać o coś więcej, ale staruszek spojrzał na mnie sowim przenikliwym spojrzeniem i powiedział:
- Spokojnie Holie, mamy czas. Odpocznij, wkrótce odpowiem na wszystkie twoje pytania. To wszystko. Możesz już iść... – Powtórzył i wskazał na drzwi. Spojrzałam na niego z niedowierzaniem i ruszyłam w ich stronę. Otworzyłam je i wyszłam na korytarz, zatrzaskując je z głośnym hukiem. Podeszłam do ściany i oparłam o nią swoje czoło. Co ja właściwie wyprawiam? Zadałam pytanie w myślach. Czy to w ogóle ma jakiś sens? Spojrzałam na swoje dłonie. Czy rzeczywiście jestem zdolna do pokonania tego potwora? Chyba za dużo myślę... Podniosłam głowę i spojrzałam na ciemnobrązowy sufit. Boże, jak zawsze muszę robić coś szalonego. Nagle spostrzegłam, że kilka osób patrzy się na mnie jak na wariatkę. Szybko wróciłam do siebie i powolnym krokiem skierowałam się w prosto do ogrodu.
~*~

Cześć wszystkim, kolejny weekend - kolejny rozdział. Nie będę tutaj zbytnio się rozpisywać bo nie bardzo mam o czym, dlatego dzisiaj bez zbędnego komentarza. Mam nadzieję, że się podobało, liczę na wasze opinie. Pozdrawiam serdecznie i wesołych walentynek. :)

Ps. Ktoś domyślił się na kim wzorowana jest postać Liv?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Panda Graphics