18.05.2014

14. The fairytale has turned into a nightmare.

Ucieka, by ocalić swoje życie.
Mroczny deszcz wciąż pada z jej oczu.
Zapierający dech w piersiach motyl,
Na swe życie wybrał mroczny dzień. 
Ocal dla mnie jeden oddech...
-
Nightwish - Cadence of Her Last Breath


~*~

 Szybko dotarłam do pokoju. Słowa Leny wyprowadziły mnie z równowagi. Z jakiej racji mnie oskarża? Czyżby myślała, że ta cała sytuacja jest mi na rękę? Naprawdę nienawidzę, kiedy ludzie wmawiają mi swoje chore teorie. Nie całowałam się z Joshem bez powodu, zresztą co ją to obchodziło? Nie powinna wtykać nosa w nieswoje sprawy. Ja przynajmniej miałam odwagę aby go pocałować, a nie roszczyć sobie do niego prawa nie zbierając się na odwagę aby cokolwiek mu powiedzieć. W sumie to ciekawe, co takiego ma w sobie Patrick, że tak bardzo go pokochała? Odkąd tu jestem nie zamieniłam z nim ani pół słowa. Ba- nawet nie wiedziałam kim dokładnie jest, może rzeczywiście to taki ideał? Zaraz, o czym ja właściwie myślę? Przecież to jest najmniej istotne, nie zależy mi na tym co mówi ta szalona dziewczyna. 
- Holie! Pozbieraj się do kupy, jutro czeka cię kolejna misja!  - usłyszałam swój głos w głowie. To chore- coraz częściej zachowuję się, jakbym traciła zmysły. Rozmawiam sama ze sobą, miewam przewidzenia... Czyżby był to początek końca? Nie, moja historia dopiero się zaczyna. 
Podkuliłam nogi i położyłam rękę pod głowę. Spojrzałam w okno. Chciałbym, aby mógł tu teraz być... - Niestety, Josh znajdował się gdzieś daleko, a nawet mógł już wcale nie wrócić. Dlaczego taka musi być rzeczywistość? 
Nagle zalała mnie ogromna fala strachu. Czy ja pomyślałam o tym, że on mógłby zginąć w walce?! Nie, to niemożliwe! Poczułam ucisk w żołądku, podniosłam się gwałtownie z łóżka i biegiem ruszyłam do łazienki. Opierając ręce o zimną, porcelanową misę zlewu spojrzałam w lustro. Moje skronie pulsowały, czułam silne pieczenie w okolicach rany na udzie. Powoli odpływałam, traciłam przytomność.. Nie chcę aby on uma...
 Obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Cała podłoga wykonana była z czarnego szkła, w którym odbijały się marmurowe kolumny. Ogrom i pustka pomieszczenia były niezwykle przytłaczające. Po środku niego stała niewielka, czarna kanapa, na której siedziała Lewiatan w białej, letniej sukience. Jej kruczoczarne włosy opadały na odsłonięte ramiona, a zamglone oczy wpatrywały się we mnie. Pozostawała w bezruchu, nie wydając z siebie żadnego dźwięku. Podniosłam się do siadu i spojrzałam na nią. Próbowałam wstać, jednak zawroty głowy były zbyt silne.  W końcu czarna egzorcystka wykonała ruch. Wstała i powolnym krokiem zbliżyła się do mnie. Uklęknęła i załapała moją dłoń.
- Witaj Holie - przywitała się. Ponownie sparaliżował mnie strach. Aura bijąca od niej była zbyt przerażająca. Pomimo, iż byłam w stanie kontrolować swoje myśli, moje ciało nie chciało się poruszyć. 
- Spokojnie, nie skrzywdzę cię. - Powiedziała. Mój wzrok błądził po jej twarzy. - Nie posłuchałaś mojej rady. - Wydawało mi się, że w jej oczach pojawił się niebieski płomień. 
- Powinnaś była go zostawić zaraz po naszej ostatniej rozmowie. Spójrz. - Odsłoniła moje udo. Spostrzegłam, że z rany zaczęła sączyć się czarna ciecz. - Do czego cię to doprowadziło? - Spytała głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji. - To moje ostatnie ostrzeżenie, Holie. Odejdź od boskiego płomienia! - Lewiatan podniosła się i zawirowała jak oszalała. Wokół niej pojawiły się niebieskofioletowe płomyki. - Pamiętaj, to ostatnie ostrzeżenie! - Echo jej słów długo rozbrzmiewało wypełniając pustkę pokoju. Gdy tylko umilkło poczułam ogromny ból. Czarna, oleista ciecz, która wcześniej sączyła się z rany zaczęła wypełniać cały pokój. Czułam jak zalewają mnie fale nieznanej substancji, jak tracę oddech i powoli tonę. Ostatkiem sił wyciągnęłam dłoń, modląc się o ratunek...
 Ocknęłam się w kałuży krwi. Pewnie padając uderzyłam głową o kafelki. Rana nie była groźna, jednak dość mocno krwawiła. Z ogromnym wysiłkiem podniosłam się i przemyłam skroń. Zimna woda zatamowała krwotok. Wróciłam do pokoju, na dworze zaczęło już świtać. Zmęczona opadłam na łóżko. Ciągle słyszałam głos Melody w głowie, czułam ten paraliżujący strach, czy to był tylko sen? Wszystko było takie realistyczne, takie prawdziwe. Czyżby to jednak był początek mojego końca? Nerwowo spojrzałam na swoją nogę, odwinęłam bandaż. Na szczęście wszystko było w porządku. Wyglądało na to, że oparzenie już prawie się wygoiło. Leżałam przez długi czas bez najmniejszego ruchu, czułam jak moje kończyny drętwieją, jednak nie chciałam się poruszyć. Słońce coraz bardziej wdzierało się do wnętrza sypialni. Jasny blask uspokajał mnie. Z ogromnym trudem podniosłam się z łóżka i podeszłam do stojącej obok szafy, przygotowałam ubranie i ponownie weszłam do łazienki. Położyłam rzeczy na niewielkiej szafce i chwyciłam za leżący w kącie ręcznik. Powolnymi, kolistymi ruchami zaczęłam wycierać krew z podłogi. Czerwone smugi, które zostawiałam po każdym ruchu były niezwykle trudne do usunięcia. Podeszłam do prysznica i otarłam czoło, wzięłam głęboki oddech. Nachyliłam się, by odkręcić wodę i zamoczyć ręcznik. Woda mieszała się z krwią, barwiąc się na bladoróżowy kolor. Zakręciłam ją i wróciłam do sprzątania. Ponownie uklęknęłam i zaczęłam wycierać podłogę. Po około dwudziestu minutach łazienka była niemal całkowicie czysta, wrzuciłam brudny ręcznik do kosza stojącego obok zlewu i zaczęłam ściągać przepocone ubrania. Stanęłam przed lustrem i rozczesałam poplątane włosy. Odwiązałam bandaż z uda. Oprócz niewielkiej, różowej blizny po oparzeniu nie było śladu. Rana na głowie również zdążyła się już zagoić. Nie bardzo mnie to zdziwiło; egzorcyści dzięki swoim kontraktom, posiadają większą regenerację niż przeciętni ludzie. Weszłam do kabiny prysznica. Lodowata woda zaczęła kapać na moje ciało. Skuliłam się i przykucnęłam. Do oczu napłynęły mi łzy. 
- Nie chcę tak żyć, nie chcę... - powtarzałam w myślach.
 Dochodziło południe, kiedy skończyłam toaletę. Spojrzałam na swoje odbicie. Mocny makijaż zasłonił niemal całkowicie cienie pod oczami, lekko pokręcone włosy opadały mi na ramiona, na szyi zawiesiłam wisiorek w kształcie pentagramu. 
- Może być... - machnęłam ręką i wyszłam z łazienki. 
 Na oparciu krzesła stojącego przy biurku wisiała czarno-czerwona koszula w kratę. Chwyciłam ją i zawiązałam w tali przysłaniając czarne, krótkie szorty. Pospiesznie opuściłam sypialnię. Na korytarzu nie spotkałam żadnego egzorcysty, niemal przywykłam do tego, że ośrodek świeci pustkami. Szłam powolnym krokiem w stronę stołówki. Nagle dostrzegłam, że przy jednej ze ścian stoi oparty zielonowłosy chłopak. Moje serce zabiło mocniej. Poczułam ucisk w gardle, z cudem przełknęłam ślinę. Zbliżyłam się. Josh ubrany był w czarne, szerokie spodnie ozdobione srebrnym, grubym łańcuszkiem przypiętym do paska, jasnoszary t-shirt z czarnymi napisami i długi, skórzany płaszcz sięgający niemal ziemi. Na szyi zawieszonych miał kilka wisiorków. Jego twarz pokrywał lekki zarost, a sterczące włosy lekko opadały na czoło. W ręku trzymał długi metalowy pręt zakończony z jednej strony dwustronnym, zdobionym ostrzem z którego odchodziło kilka łańcuchów. Całość przypominała włócznię. Na mój widok chłopak uśmiechnął się. Oparł broń o ścianę i zbliżył się.
- Witaj kochanie - powiedział mocnym, spokojnym głosem. Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Poczułam delikatny zapach jego perfum. Z trudem odsunęłam się i spojrzałam w jego ciemnobrązowe oczy. Otworzyłam usta, jednak nim zdążyłam wydobyć z siebie dźwięk chłopak pochylił się i pocałował mnie. Wypełniła mnie fala gorąca i podniecenia. Czułam jak drżą mi dłonie, zacisnęłam pięści i objęłam jego szyję odwzajemniając pocałunek. Krótki zarost delikatnie łaskotał moją twarz. Odsunął głowę i spojrzał na mnie. 
- Brakowało mi tego. - Przyciągnął mnie bliżej. - Już chyba się mnie nie boisz? 
- Nie... - wyszeptałam. - Wszystko w porządku? - Głupia! Naprawdę, to wszystko co jestem w stanie powiedzieć?
- Ta - zmierzwił włosy dłonią - słyszałem, że dzisiaj znowu wyjeżdżasz. - Przymknęłam oczy i kiwnęłam głową. - Widać nie dane nam jest porozmawiać. - Zaśmiał się. Odsunęłam się i spojrzałem głęboko w jego oczy. 
- Spotkaj się ze mną za dwadzieścia minut na dachu. - Wyrzuciłam z siebie, nie czekałam na odpowiedź szybko ruszyłam w stronę stołówki. Chłopak nie próbował mnie zatrzymywać. Kiwnął tylko głową i odszedł w przeciwnym kierunku, zabierając swoją włócznię. Miałam mętlik w głowie, jednocześnie czułam ulgę. 
 W stołówce był lekki tłok. Kilkanaście osób stało w kolejce po zamówienia, inni kręcili się wokół stołów z gotowym jedzeniem. Wzięłam jedną z leżących tacek i podeszłam do przygotowanych już porcji. Nałożyłam sobie kawałek sernika i nalałam kubek gorącej czekolady. Wybrałam miejsce w kącie sali. Jedząc przyglądałam się całemu otoczeniu. Niektórzy wyglądali znajomo, niektórych widziałam po raz pierwszy w życiu. W kolejce stojącej przy okienku dostrzegłam Lenę. Dziewczyna spojrzała na mnie oziębłym wzrokiem i pospiesznie odwróciła głowę. Czyżby się gniewała za wczoraj? Zresztą, to nie moja wina. Nie chcę czuć się winna, już wystarczająco dużo miałam do tego powodów. Dokończyłam ciasto i napój. Podniosłam się z miejsca i odniosłam brudne naczynia. Wychodząc ze stołówki czarnowłosa egzorcystka potrąciła mnie ramieniem. Poczułam się dziwnie, czyżbym straciła przyjaciółkę? Spojrzałam na nią, wydawała się zachowywać normalnie w stosunku do innych. Śmiała się, rozmawiała, cieszyła się ich obecnością. Tylko mnie traktowała inaczej. Pomimo, że byłam na nią zła, czułam się tak jakbym coś straciła. Jakieś dziwne uczucie pustki. Pieprzone wyrzuty, po co właściwie mi to całe sumienie?
 Wróciłam do pokoju i z wieszaka ściągnęłam ciemnozieloną, szeroką kurtkę, której kaptur obszyty był brązowym futrem. Założyłam ją i spojrzałam na zegar. 
- Pora iść - przygryzłam wargę i poczułam ucisk w żołądku. Trema, strach, niepokój? - Sama nie wiem. zatrzasnęłam drzwi i oparłam się o nie. Wzięłam głęboki oddech. Powolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Wyjście prowadzące na dach było coraz bliżej. Narastający strach niemal całkowicie mnie sparaliżował. Starałam się uspokoić, w sumie nie miałam nic do stracenia. Ostrożnie przekręciłam gałkę drzwi i wyszłam na zewnątrz. Przywitał mnie zimny podmuch wiatru niosący za sobą kilka wirujących płatków białego śniegu. Przy jednej z metalowych barierek dojrzałam niewyraźną, czarną plamę. Zbliżyłam się i naciągnęłam kaptur na głowę. 
- Przyszedłeś... - Krzyknęłam. Josh oparł się o zabezpieczenie i rzucił na ziemię palącego się jeszcze papierosa. Nie odezwał się. - Więc, to chyba najwyższy czas abyśmy porozmawiali. 
- Chyba tak - zbliżył się i objął mnie. - Naprawdę tęskniłem, Holie. - Pochyliłam głowę unikając jego spojrzenia.
- Muszę ci o czymś powiedzieć - wyszeptałam. 
- Słucham. - Przyciągnął mnie bliżej i delikatnym ruchem uniósł moją twarz. - Spójrz mi w oczy. - Wyrwałam się z jego objęć. Zdezorientowany Josh pozostał w bezruchu.
- To wszystko nie tak! - Krzyczałam. - Chcę cię kochać, chcę być z Tobą, a jednocześnie chcę być z kimś Innym. Urielu! - Krzyknęłam. Kilka płomieni zawirowało wokół mnie. Poczułam ciepły uścisk na swoim ramieniu. Nie odwróciłam się jednak wiedziałam, że anioł jest za mną. - Josh, ja naprawdę cię kocham, jednocześnie też kocham jego. 
- W porządku. - Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i włożył jednego do ust. Odpalił go srebrną zapalniczką i mocno się zaciągnął. Po chwili wypuścił obłok białego dymu. - Przecież niczego sobie nie obiecywaliśmy, Holie. - Powiedział to tak spokojnie, niemal całkowicie izolując się od emocji. - Nie zabraniam ci kontaktów z twoim aniołem. Zresztą nie mam do tego prawa. Wiem doskonale o  tym kim jest Pan Boski Płomień, wiem również kim jesteś ty, Holie. Różnimy się i to właśnie mnie w tobie pociąga. Kamael? - Za jego plecami pojawiło się jasnofioletowe światło, po chwili kilka lodowych kryształków zaczęło krążyć wokół jego sylwetki. W mistycznym blasku dostrzegłam kobiecą postać, która z każdą chwilą stawała się coraz wyraźniejsza. Kamael ubrana była w białą zbroję zdobioną złotymi elementami. Długie, bladoróżowe włosy opadały jej na ramiona, delikatnie wirując na wietrze. W odróżnieniu od archaniołów jej oczy nie były zasłonięte. Miały mocno różowy kolor i odróżniały się na tle bladej, delikatnej cery. Anielica we włosach miała wplecione dwa, pierzaste skrzydełka, które przypominały skrzydła Uriela. Josh złapał ją za rękę. - Widzisz Holie, my także mamy swój specjalny kontrakt. - W jego dłoni pojawił się lodowy kwiat. - Teraz rozumiesz? Jesteśmy dwoma przeciwieństwami- ogień i lód. - Zabrakło mi tchu w piersiach. Staliśmy w milczeniu w obecności naszych aniołów, które bacznie się sobie przyglądały, to wszystko było takie irracjonalne, sama nie wiem czy właściwie tego oczekiwałam, kiedy poprosiłam go o spotkanie. Kamael poruszyła się i oparła dwie dłonie na ramionach zielonowłosego egzorcysty. 
- Pozwól, że opowiem ci historię twojego opiekuna. - Powiedział. Zbliżył się, całkowicie ignorując obecność Uriela. Pochylił głowę i złożył pocałunek na moich ustach. Odepchnęłam go. Chłopak zrobił kilka kroków w tył.
- Dlaczego? - wyszeptałam i odwróciłam się w stronę archanioła. On jednak pozostawał w bezruchu i bacznie przyglądał się Kamael.
- Cii, Holie - uciszył mnie Josh - a teraz słuchaj. Pewnie wiesz, że Boski Płomień został strącony do piekieł. - Potrząsnęłam głową. - Słyszałaś też pewnie mit o Prometeuszu. 
- Wiem o tym. - Oznajmiłam lekko podenerwowanym głosem. - Wiem wszystko o przeszłości Uriela, sam mi to powiedział. 
- Doskonale, to sprawia, że mam mniej do tłumaczenia. Mówił ci także o innych podopiecznych? - Zamarłam. Nigdy nie słyszałam o żadnej z nich, czyżby kolejny sekret?
- Nie... - Mój głos lekko zadrżał.
- Jego żywiołem jest ogień, Holie. Ogień to namiętność i zmysłowość. Myślisz, że dlaczego jego podopiecznymi zwykle zostają kobiety? To dlatego, że Uriel sam je wybiera. To jego natura. - Do oczu napłynęły mi łzy, poczułam w sobie ogrom złości. Szybko odwróciłam się w stronę anioła.
- Czy to prawda?! - Wrzasnęłam. Nie usłyszałam odpowiedzi.  Zbliżyłam się i położyłam dłoń na jego tworzy, siłą zmusiłam go, żeby na mnie popatrzył. - Zadałam pytanie. Czy to prawda, Urielu? - Zobaczyłam w jego oczach rozżarzone węgle.
- Tak. - Jego głos brzmiał jak szum lasu. - To prawda. - Oddalił się ode mnie i podszedł do stojącej za Joshem Kamael. 
- To wszystko, co masz mi do powiedzenia?! - Krzyknęłam i upadłam na kolana. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam ich gorący dotyk na policzkach. - Josh odsunął się na bok i ponownie zaciągną się papierosem. Klęcząc patrzyłam na mojego opiekuna, który odszedł ode mnie. Zapewniał, mnie że ze mną zostanie, że będzie ze mną do końca. Jak wiele jeszcze przede mną ukrywa?
- Jesteś zadowolona, Kamaelu? - Powiedział spokojnym głosem. - Teraz to już koniec. - Przejechał palcem po jej policzku. - O to ci chodziło prawda? - Nachylił się i przekręcił głowę. Zbliżył swoje usta do jej ust i namiętnie pocałował. Blask bijący z ich ciał był niemal całkowicie oślepiający. Chciałam stamtąd uciec, po raz pierwszy czułam nienawiść do tego, którego kochałam. Czułam jak w żyłach zaczyna krążyć mi adrenalina. Szybkim ruchem podniosłam się z kolan i niewiele myśląc rzuciłam się w stronę oślepiającego blasku. Zamknęłam oczy i przyzwałam w dłoni niewielką kulę ognia, którą rzuciłam w kierunku aniołów. Uriel osłonił ich swoim skrzydłem. Ponownie upadłam na kolana.
- To koniec. - Patrzyłam jak całuje inną. - TO WSZYSTKO BYŁO KŁAMSTWEM! - Krzyknęłam. Poczułam w sobie napływ ogromnej złości. Znajomy ból zranionej nogi odezwał się ze zdwojoną siłą. Krzyczałam. Nagle wokół mnie zaczęły krążyć czarne kule oleistej substancji. Tej samej, która pojawiła się w moim śnie. Po chwili magiczne pociski zaczęły uderzać w archanioła. Każdy z nich zostawiał na nim tą samą substancję, którą wydzielał upadły, którego pokonałam w Portland. Uriel odsunął się od Kamael i spojrzał w moją stronę, dostrzegłam w jego oczach tysiące płomyków. Upadłam i straciłam przytomność...
 Ocknęłam się w szpitalnym łóżku, obok mnie siedział Josh. W kącie sali dostrzegłam archanioła, który opierał się o ścianę. Szybko podniosłam się do siadu. Miałam ogromne zawroty głowy. 
- Gdzie... - rozglądnęłam się. - Co się stało? - Josh nachylił się nade mną i powoli położył mnie z powrotem na poduszce.
- Odpoczywaj. - Powiedział. 
- Ale Arianna... - starałam się cokolwiek przypomnieć z tamtego popołudnia. - Co z misją?
- Wszystko w porządku, Holie. Udało się im sprowadzić ją bez szwanku. Już dawno po misji. Przespałaś prawie tydzień. 
- Jak to?! - krzyknęłam. - Przecież to niemożliwe. Chłopak pocałował mnie w czoło. Uriel zbliżył się do nas. Josh spojrzał na niego wrogim wzrokiem. 
- Zostawię was samych. - Powiedział, po czym opuścił salę szpitalną. Spojrzałam na stojącego nade mną anioła.
- Wszystko w porządku? Niewiele pamiętam. - Wymamrotałam.
- Tak, nie musisz się o mnie martwić. - Złapał mnie za dłoń. - Może powinniśmy poczekać z tą rozmową? Powinnaś odpoczywać. - Usiadł na krześle obok. 
- Nie, wszystko w porządku. Opowiedz mi, co właściwie się stało. 
- Miałaś w sobie zarodek upadłego. Wtedy, gdy zostałaś ranna w czasie walki jedno z jego jaj dostało się do twojego organizmu. Powoli kiełkowało, a twoje uczucia stawały się dla niego pokarmem. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że dziwnie się czułaś? - Odwróciłam głowę.
- Z tego samego powodu dla którego ty nie powiedziałeś mi o innych podopiecznych i o Kamael.
- Holie... - Jego głos przybrał delikatną barwę. - To nie tak, że nie chciałem ci powiedzieć.
- A jak?! - Podniosłam głos, poczułam ukłucie w klatce piersiowej, zakaszlałam. 
- Holie, ja naprawdę jestem teraz kimś innym. To co stało się tamtego dnia to ostateczne rozliczenie się z przeszłością. Wiem, że kochasz Josha. - Zamarłam. - Możesz mi wierzyć lub nie, ale ja także kochałem kiedyś Kamael. Nie jestem w stanie zmienić mojej natury, sama powiedziałaś, że jesteśmy jak ogień- dajemy ciepło, jednocześnie wywołując poparzenia. Nasze drogi połączył los. Jeśli chcesz odejść, ja zrozumiem... - Urwał. Spojrzałam na niego.
- A ty tego chcesz? - Złapałam go za dłoń. - Czy tak ma się skończyć nasza przygoda?
- Nie, oczywiście, że nie! - Pokój wypełniły niewielkie iskierki. Złączyliśmy swoje małe palce.
- Zostanę, ale pod jednym warunkiem. - Zacisnęłam swój palec. - Nigdy więcej sekretów. - Archanioł uśmiechnął się.
- Obiecuję. - Odwzajemnił uścisk. Odetchnęłam z ulgą.
- Czy z Arianną wszystko w porządku? - Spytałam, załamując głos.
- Tak, misja powiodła się w stu procentach. - Uśmiechnął się przyjaźnie. - Chociaż twój stan wszystkich zmartwił.
- Przepraszam. - Naciągnęłam głębiej kołdrę. 
- Najważniejsze, że wszystko skończyło się dobrze. - Położył dłoń na moim czole, jego dotyk był taki przyjemny. Usłyszałam delikatne stukanie do drzwi. Nagle otworzyły się z wielkim hukiem. Do sali wbiegła Lena, która trzymała w ręku pudełko czekoladek. 
- Holie!! - Krzyczała. 
- To ja was zostawię. - Powiedział Uriel, który zniknął w obłoku płomieni. 
- Holie! - Dziewczyna opadła na krzesło. - Tak bardzo się o ciebie bałam! - Położyła głowę na mojej piersi. - Przepraszam cię! Naprawdę, serio, bardzo mocno cię przepraszam! - Podniosła się i podała mi czekoladki. - Gniewasz się?
- Nie. - Ulżyło mi. - Również cię przepraszam. - Uśmiechnęłam się i otworzyłam pudełko, było puste. Brunetka wydęła usta i zaczęła nerwowo naciskać swoją niebieską sukienkę.
- No bo wiesz, te czekoladki były dla ciebie. Specjalnie poszłam do sklepu, ale z tych nerwów je zjadłam. Przepraszam. - Zaśmiałam się. Echo wypełniło całe pomieszczenie.
- Brakowało mi cię, głupku! - Zacisnęłam dłoń na jej dłoni. - Tak bardzo mi was wszystkich brakowało...

~*~

Witam serdecznie po na prawdę długiej przerwie! Wraz z nowym rozdziałem powracam w 110% na bloga! Jak pewnie zauważyliście wygląd, organizacja i kilka innych rzeczy zostało zmienionych, jednym zdaniem- Jak zawsze zająłem się czymś mniej istotnym. Nowy szablon i zmienione menu jest efektem kilku godzin oczekiwania na wstępne klucze maturalne i muszę przyznać, że jak na razie jestem z niego zadowolony. A właśnie, skoro już pisze o maturach to chyba mogę się pochwalić, że w większości mam już za sobą egzaminy (został mi tylko ustny angielski, ale o tym później). Korzystając z okazji chciałbym podzielić się z Wami moim przemyśleniami na temat egzaminów. Dwa z trzech egzaminów podstawowych nie sprawiły mi problemu, wręcz przeciwnie- uważam, że były dosyć łatwe, ale wszystko zmieniła matematyka. Cóż, matematyk ze mnie żaden, ale jakoś podołałem (ponad 60%, to chyba nie najgorszy wynik), jednak wiele znajomych osób miało trudność z tym przedmiotem. Eh, królowa nauk jest już dorosła i powinna zacząć rozwiązywać swoje problemy sama. Oprócz tych trzech podstawowych zdawałem jeszcze angielski rozszerzony i biologię (również rozszerzoną). Jeśli chodzi o poziom tych dwóch egzaminów to muszę przyznać, że wymagały one odrobiny wiedzy i wcześniejszego przygotowania. Oczywiście pchając się w rozszerzenia byłem pewien, że nie dostanę łatwych zadań, jednak niektóre z nich zapamiętam na długo. Szczególnie warto uwzględnić tutaj angielski. Nigdy nie miałem problemu z tym językiem, zresztą mój poziom jest dosyć zaawansowany, jednak matura sprawiła lekkie problemy. O poziomie biologii trudno jest mi się wypowiedzieć. Z jednej strony była łatwa, z drugiej strony obawiam się czy moje odpowiedzi trafią w klucz. To chyba wszystko co miałem do przekazania w sprawie matur pisemnych. Oprócz tych pięciu egzaminów, mam za sobą również ustny polski. Przygotowanie prezentacji, plakatu, bibliografii, planu, zebranie materiałów kosztowało masę czasu i chyba nikogo z Was nie zdziwi wybór mojego tematu: ,,Różne sposoby prezentacji aniołów w literaturze i sztuce". Otóż przygotowania do tego egzaminu zacząłem stosunkowo najwcześniej bo już na feriach zimowych. Powiem nieszczerze, że efekt był naprawdę powalający, dlatego na egzamin szedłem z pełnym spokojem. Trud włożony w przygotowania nie poszedł na marne (nawet zaowocował) mianowicie osiągnąłem swój cel- 100%. Tak spędziłem ostatnie tygodnie i chociaż kosztowały one mnóstwa wyrzeczeń to w jakiś sposób sprawiły, że jestem z siebie dumny. Może macie jakieś ciekawe doświadczenia związane z Waszymi maturami?
 Wiem, że to blog dotyczący opowiadania, ale po tak długiej nieobecności chcę troszkę zmienić jego charakter. Nie, nie mam w planach przestać pisać. Jeśli zdrowie pozwoli (a raczej wena) to rozdziały będę dodawać regularnie co tydzień (mhm, tak samo jak w czasie matur. Wybaczcie, nie umiem dotrzymywać terminów). To chyba wszystko na dzisiaj bo w końcu wyjdzie na to, że moje brednie pod rozdziałem są dłuższe niż sam rozdział, a tego byśmy nie chcieli! Na zakończenie dodam tylko, że Alienek spisuje się na 200% i chociaż jest leniwą bułą to daje z siebie wszytko i to, że możecie czytać to opowiadanie po polsku (a nie w dialekcie chińskim) jest wyłącznie jej zasługą.
 Oli, wiem, że to czytasz (ba sam cię do tego zmuszam)- Dzięki za wszystko.
Na tym kończę dzisiejszy wpis, do usłyszenia!

Ps. Zapomniałem o pozdrowieniach, więc serdecznie pozdrawiam! 

2 komentarze:

  1. Długo wyczekiwany rozdział... Hm... Na pewno było warto! Ciekawie i tajemniczo, jak zawsze. Gratuluje dobrych wyników i pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Niestety, tak jak już pisałem, bardzo kiepsko u mnie z terminami. Bardzo mi miło. Kolejny raz zabrakło mi słów aby wyrazić moją radość. Cieszę się, że rozdział się podobał, to niezwykle motywujące. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam! :)

      Usuń

Szkielet Smoka Panda Graphics