11.08.2014

20. Music in the soul can be heard by the universe.

Zabierz to stąd, wtedy ze mną będzie dobrze
Nie zabieraj mnie, nie zabieraj mnie
To nie moje miejsce
Biegnij za swoim powołaniem (wiem, że ze mną będzie w porządku)
Nie przestawaj biegnąć (bo to nie moje miejsce)
Biegnij za swoim powołaniem
Poranne promienie słońca zmazały ostatnie resztki snu z mojej twarzy. Co prawda już nie spałam, ale dalej leniwie leżałam zawinięta w pachnącą chemicznym wybielaczem pościel. Właściwie, niby dlaczego miałabym wstawiać? Od dawna mogę sobie pozwolić na to, by dłużej zostać w łóżku. Powoli opuszczała mnie cała radość związana z ucieczką, zaczęłam czuć smutek i przygnębienie. Teraz dopiero uświadomiłam sobie w pełni co zrobiłam. Cholerne emocje i instynkt... Chciałbym się ich pozbyć, ale czy wtedy zostałabym nadal człowiekiem? Czy możliwe byłoby życie bez uczuć? To pytanie ciągle tkwiło mi w głowie... Jeszcze mocniej owinęłam się kołdrą. Nie, nie mogę teraz się poddać. Nawet nie zaczęłam. 
- Muszę... Muszę iść naprzód! - Powtarzałam w myślach, próbując dodać sobie odwagi. Nie wiem czy dam radę, ale będę próbować. Jeśli nie dla siebie to dla moich opiekunów, którzy porzucili swoją świętość dla mnie.
 Nie myśląc zbyt wiele opuściłam pokój. Sama nie wiem jak to zrobiłam, samo wstanie z łóżka było nie lada wyczynem, a co dopiero kolejny dzień mierzenia się z ludźmi.. Zacisnęłam dłoń na szerokim pasku torby. Po chwili wyciągnęłam małą karteczkę i przeczytałam zapisany na niej adres. Hmm, to całkiem niedaleko. Cóż, nie jestem pewna czy znajdę tam jakieś wskazówki, ale zawsze warto spróbować. 
 W recepcji nie było zbyt wielu osób. Oprócz kilku pijanych facetów i recepcjonistki, pomieszczenie było niemal puste. Tak bardzo różniło się od tego, co zobaczyłam wczoraj. Nie słychać było już wesołych śmiechów i głośnych przekleństw. Nikt nie krzyczał i nie zalecał się do siebie. Nie unosiły się kłęby dymu i nie słychać było głośnego stukania kieliszków. Zupełnie tak, jakby to wszystko co miało miejsce wczorajszego wieczora nie miało zupełnie miejsca. Rozglądnęłam się dookoła: żadnych znajomych twarzy. Choć byłam zupełnie sama, jakoś mi ulżyło. Przynajmniej nikt jeszcze mnie nie szuka...
- Jak się spało, księżniczko? - Gruba kobieta krzyknęła zza lady.
- O dziwo całkiem dobrze, jak na te standardy. Wiesz może gdzie mogę dostać coś do jedzenia?  - spytałam pogodnym tonem.
- Z twoimi pieniędzmi mogłabyś zjeść w najlepszej restauracji w mieście - urwała. - Za rogiem jest mała knajpka, jej właściciel jest moim dobrym kolegą, możesz spokojnie u niego dostać przyzwoity posiłek. - Uśmiechnęła się i zgasiła papierosa w dużej, przepełnionej popiołem popielnicy.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się i odgarniając niesforne włosy z czoła wyszłam na zewnątrz.
 Kolejny ponury, wiosenny dzień. Kolejny raz dziesiątki sztucznych uśmiechów i oczy, które krzyczą "mam dość!". Tak bardzo nienawidzę tego miasta. Tej dziury zabitej dechami. Gdybym tylko mogła zapomnieć, zapomnieć o wszystkim i uciec, daleko. Tak, żeby już zawsze czuć się szczęśliwą. Ciekawe, czy w ogóle takie miejsce istnieje, a jeśli tak, to musi być daleko ode mnie... Może któregoś dnia się przekonam? W końcu nie wiadomo co przyniesie jutro, a życie przeszłością nigdy nie wychodzi na dobre.
 Za rogiem murowanego wieżowca znajdowała się niewielka kawiarnia, zupełnie tak, jak mówiła recepcjonistka. Trzeba przyznać, że poczciwa z niej kobita, może zbyt pochopnie ją oceniłam? Zresztą czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie warto przywiązywać się do ludzi, w końcu i tak nas zawiodą, w końcu i tak odejdziemy...
 We wnętrzu panowała spokojna, wręcz senna atmosfera. Większość stolików była pusta, tylko nieliczne krzesła przy barze były zajęte przez osoby w ponurych płaszczach. Musiałam wyglądać dość dziwnie na ich tle- młoda dziewczyna o intensywnie czerwonym kolorze włosów ubrana tylko w czarny sweter. Tak bardzo tam nie pasowałam, ale chyba... Ja chyba nigdzie nie pasuję... 
 Zajęłam miejsce przy niewielkim, okrągłym stoliku w kącie sali. Odwróciłam wzrok i wyglądnęłam przez przeszkloną, zakratowaną ścianę. Po chwili obraz zaczął rozmywać się pośród spływających kropel deszczu. Znowu pada. Ah, pogoda idealnie pasująca do mojego nastroju. Zupełnie tak, jakby anioły płakały razem ze mną... 
- Czym mogę służyć? - Młoda dziewczyna w skąpym stroju kelnerki przerwała chwilę zadumy. Potrząsnęłam nerwowo głową.
- A, tak... Poproszę filiżankę kawy i coś do jedzenia. Nie ważne co... - Zamyśliłam się - Wybierz mi coś. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do gapienia się w szybę. Dziewczyna naskrobała coś w swoim notesie i bez słowa odeszła. Pewnie wzięła mnie za wariatkę, chociaż w tym mieście to nic nadzwyczajnego. 
 Po chwili kelnerka wróciła niosąc na tacy filiżankę czarnego naparu i talerz z parującymi kiełbaskami. Delikatnie postawiła naczynia na przeciwko mnie.
- Mam nadzieję, że będzie smakować. - Uśmiechnęła się. Spojrzałam na nią przyjaznym wzrokiem. 
- Dziękuję. 
- Pierwszy raz zdarza mi się spotkać tak nietypową klientkę. Mam chwilkę przerwy mogę się dosiąść? - Spytała dość pewnie. Nieco mnie zaskoczyła, jednak nie na tyle by uznać to za coś dziwnego. 
- Proszę. - wskazałam dłonią na krzesło naprzeciwko mnie.
- Nie, nie trzeba. - Wyszczerzyła zęby i przysunęła krzesło, siadając tuż obok mnie. - Wiesz, to trochę dziwne, ale wydajesz się być naprawdę w porządku. -Otarła dłoń w biały fartuch i wyciągnęła ją przed siebie. - Jestem Violet. - Odwzajemniłam jej gest.
- Holie... - Wzięłam łyk kawy. Mocny, gorzki smak oraz przyjemne ciepło sprawiło, że poczułam się lepiej.
- Więc Holie... To rzadkość widzieć w tej okolicy dziewczynę w tak młodym wieku. W dodatku samą. Nie boisz się? - Violet pochyliła się, patrząc na mnie z dziwnego kąta.
- Niespecjalne, jakoś tak wyszło, że jestem sama. - Ponownie wzięłam łyk napoju. 
- Dobra, nie wnikam. Tak w ogóle to przepraszam za to, ale nie bardzo mam tutaj z kim porozmawiać. Przeszkadzam? - Przez chwile wydawało mi się, że dziewczyna jeszcze bliżej przysunęła się do mnie. Pokręciłam przecząco głową. - Cieszę się. Nie chcę byś uznała mnie za jakąś dziwaczkę, po prostu wyglądasz mi na osobę, która potrzebuje z kimś porozmawiać. - Nawet nie wiedziała, jak bardzo miała rację! Skądkolwiek ta dziewczyna się wzięła, była dla mnie ratunkiem. Odstawiłam filiżankę.
- Dziękuję ci. - Spojrzałam głęboko w jej czarne, duże oczy. Kręcone, krótkie włosy opadały na jej wysokie blade czoło. Mogła mieć maksymalnie dwadzieścia lat.
- Nie, nie musisz mi dziękować. Wiesz, bycie kelnerką to nie tylko podawanie jedzenia. A na pewno nie tutaj. - Wyciągnęła z kieszeni paczkę papierosów. - Zapalisz?
- Nie. - Odmówiłam. Wzięłam do ręki widelec.
- Powinnaś już dawno zjeść, prawie wystygły. Wybrałam to, co uważam za najlepsze. - Wzięła papierosa w zięby i odpaliła go, mocno się zaciągając. - Nie przeszkadza ci, że palę? - Wypuściła dym w przeciwną stronę. Ugryzłam kawałek kiełbaski. Smakowała całkiem nieźle.
- Wszystko OK. 
- Cieszę się. Więc... Może opowiesz mi co cię sprowadza do tej chorej dzielnicy? Nigdy cię tu nie widziałam, może w ogóle nie pochodzisz z Rivenrow?
- Mieszkam tutaj odkąd pamiętam. A co sprowadza mnie w to konkretne miejsce? Dobre pytanie. Sama nie wiem, powiedzmy, że stary dom stał się dla mnie za ciasny.
- Wolny duch, co? Eh, zazdroszczę ci. Też chciałbym się stąd wyrwać, pojechać gdzieś ze swoim zespołem, zapomnieć o tym burdelu. Ciężko samej ogarnąć cały ten syf. 
- A rodzina? - Wypaliłam.
- Matka nie żyje, ojca nie znam, a brat siedzi w więzieniu. Chyba nie mam nikogo. Nikogo oprócz mojego zespołu.. - Dokończyła papierosa i zgasiła peta w popielniczce stojącej na stole.
- Więc jesteśmy bardzo podobne, chociaż w tej jednej kwestii. - Dokończyłam jeść. - Tylko, że ja straciłam rodzinę już drugi raz. Tym razem dlatego, że nie potrafię pogodzić się z przeszłością.
- Wiesz, to tak jakbym rozmawiała ze sobą sprzed kilku lat. Gdyby nie chłopaki pewnie teraz leżałabym zaćpana w rynsztoku. Dzięki nim mam odwagę iść naprzód. Brnąć dalej w to bagno. Kiedyś ktoś powiedział mi: "Niech znikną ci co się przeszłością szczycą, albowiem każda dziwka też była dziewicą." Od tamtej pory przestałam myśleć nad przeszłością. Nie można cofnąć czasu, a ponieważ kocham życie, nie chcę znikać. - Uśmiechnęła się delikatnie. 
- Po raz kolejny muszę ci podziękować. - Skończyłam jeść. - Chyba masz rację.
- Uwierz mi, mam. No cóż, trzeba wracać do pracy. - Brunetka z trudem wstała z krzesła i wyciągnęła się. - Dzięki za rozmowę. Wpadnij do nas jeszcze kiedyś, a i dziś wieczorem gramy koncert w jednym z okolicznych klubów, może wpadniesz? - Mrugnęła. - Spokojnie, obiecuję że wrócisz do domu przed dwudziestą drugą. 
- Tak jakby ktokolwiek miał z tego powodu płakać... Gdzie dokładnie jest ten klub? - Violet wyciągnęła notes z kieszeni fartucha i napisała coś na jednej z kartek. Po chwili wyrwała ją i podała mi.
- Zaczynamy o ósmej. Nie spóźnij się. - Machnęła ręką i odeszła, znikając wśród stolików. Eh, co ja właściwie wyprawiam? Przecież nic o niej nie wiem, tak samo jak ona nic nie wie o mnie, a mimo to była dla mnie taka miła. Czy to możliwe, że istnieją tacy bezinteresowni ludzie? A może to dlatego, że złączyła nas podobna sytuacja? Tak bardzo brakuję mi osoby z którą mogłabym porozmawiać o tym, co dręczy mnie wewnątrz. Szkoda, że Uriel i Lauviah nie mogą być ze mną... 
 Knajpkę opuściłam niedługo po tym jak Violet wróciła do swoich obowiązków. Przynajmniej się najadałam. Co prawda nie umywało się to do posiłków przygotowywanych przez Jaxa, ale na chwilę obecną musiało wystarczyć. Spojrzałam na adres, który dostałam od kelnerki. 

'Klub Bunkier. 20:00, zespół Aftermath. 
Liczę, że przyjdziesz.
Vio <3'

 I co ja mam teraz zrobić? Przynajmniej na najbliższe godziny mam jakieś plany. Wszystko lepsze, niż bezowocne zamartwianie się w pokoju. Chwila relaksu dobrze mi zrobi. 
Aftermath... Brzmi interesująco.
 Przez resztę dnia włóczyłam się bez celu po ulicach Rivenrow. Większość, tak jak wszystkie znane mi okolice tego miasta, wyglądała tak samo. Szare, podniszczone budynki poprzecinane asfaltem i betonowymi chodnikami, po których, niczym mrówki chodzi ludzie zajęci swoimi sprawami. Tak bardzo nie zwracając uwagi na innych, tak bardzo skupieni na sobie. Jedynym ukojeniem był widok zachmurzonego nieba i wyłaniających się niewyraźnego konturu gór. Jak pięknie by tu było, gdyby nie te betonowe potwory... Jak cudownie by się tu żyło, gdyby nie ludzkie pieprzone demony... 
  Przez chwilę zapomniałam o tym, że jestem egzorcystką, zapomniałam o kościele i o ucieczce. Dzięki temu mogłam poczuć się normalnie, tak bardzo ludzko, chodzić pomiędzy obcymi ludźmi i nie czuć się jak wyrzutek. Byłam częścią tej szarej masy, zniknęły wszelkie różnice, jednak dalej czułam lekki niepokój. Chciałbym by były przy mnie anioły, niestety nie mogę pozwolić by przez kolejny zły wybór pozorne bezpieczeństwo zniknęło. 
 W drodze powrotnej do ośrodka natrafiłam na niewielki sklep z bronią. Co prawda miałam ze sobą miecz, ale paradowania pośród roztańczonego tłumu ludzi z wielkim ostrzem w ręku nie byłoby zbyt normalne, musiałam znaleźć coś mniejszego. Nie żebym chciała specjalnie wdawać się w bójki, ale kłopoty same się do mnie przyklejają.
 Wnętrze sklepu nie różniło się zbytnio od pozostałych. Niewielkie, drewniane gabloty z przeszklonymi oknami prezentowały najróżniejsze rodzaje pistoletów i strzelb. Szkoda, że broń palna nie była wcale aż taka dobra. Przynajmniej nie do walki z demonami. Chwilę rozglądałam się po asortymencie, niestety nic nie przykuło mojej uwagi. Zacisnęłam zęby i podeszłam do kasy przy której stał młody, chudy chłopak z czerwoną czapką na głowie.
- Coś podać? - Spytał zupełnie tak jakby pracował tutaj za karę. Spojrzałam za niego. Na ścianie wisiały różne rodzaje noży. Jedne dwustronne, inne z postrzępionym ostrzem, jeszcze inne wymyślnie zdobione. Chwile badałam wzrokiem każdy z nich. - Głucha jesteś? - Spytał lekko zirytowany sprzedawca.
- Ile za tamten? - Wskazałam na nieduży rozkładany nóż z czarną, skórzaną rękojeścią, którego ostrze odznaczało się dosyć mocnym blaskiem. Chłopak podszedł do wystawy i ściągnął broń. Wrócił i położył go na blacie.
- To cudeńko kosztuje tylko sześćdziesiąt dolarów. Gwarantuję, że nie zawiedzie, kiedy będziesz musiała go użyć. - Chwyciłam ostrze w dłoń. Jego waga i gabaryty były idealnie wyważone, z całą pewnością był w stanie wyrządzić wiele krzywdy i na pewno zadać kilka śmiertelnych ran.
- Dam za niego pięćdziesiąt.
- Co ty myślisz, że jesteś na chińskim targu? To nie jest zabawka, dziewczynko. - Nawet nie przykładał się do swojej roboty, po prostu mówił to co musiał.
- Pięćdziesiąt pięć i ani centa więcej. - Położyłam banknoty na stół. Chłopak mozolnie wbił cenę na kasę. 
- Dziękuję za zakup. Życzę miłego dnia. - Bez jakichkolwiek emocji wymówił swoją kwestię. Schowałam nowy nabytek w kieszeni szortów i opuściłam sklep. Świadomość tego, że mam czym się bronić napawała mnie pewnego rodzaju spokojem. Z drugiej strony przerażało mnie to jak bardzo zepsute jest to miasto. Nikt nie zapytał się mnie o wiek. Bez najmniejszego trudu kupiłam broń i nawet nie musiałam wydać nie wiadomo ile pieniędzy. Jak to miasto może być normalne, skoro pożera je własna głupota? Dlaczego władze dziwią się, że mamy największy odsetek przestępczości, kiedy jedynym wyjściem jest zostać bandytą. Dlaczego dziwią się, że tak wiele osób umiera skoro nikt nie ma siły się bronić? Cholerni egoiści, cholerna pozorna troska. Cholera, dlaczego ja właściwie o tym myślę? Przecież nie chcę już zbawiać świata, skoro świat nie chce być zbawionym...
 W końcu nadszedł wieczór. Wróciłam do 'Landrynki' i zaczęłam przygotowywać się na koncert. Cóż, nie miałam ze sobą zbyt wielu ubrań, więc przygotowania poszły szybko. Czarna sukienka, para podniszczonych glanów i stara, skórzana kurtka. Mam nadzieję, że wpasuję się w klimat. Nóż schowałam w kieszeni kurtki, żeby w razie czego mieć do niego jak najszybszy dostęp. Chyba jestem gotowa.. Zobaczymy czy Violet rzeczywiście chciała żebym się tam zjawiła.
 'Bunkier' znalazłam znacznie szybciej niż myślałam. W sumie to nie było trudne, duży zielony neon już z daleka zapraszał do odwiedzin. Okolica nie należała do zbyt bezpiecznych. Oprócz kilku bloków i torów kolejowych nie było tam niemal niczego. Rzadko bywałam na obrzeżach miasta, może dlatego, że pokusa ucieczki była zbyt silna? Sama nie wiem, po prostu ten brak jakichkolwiek murów sprawiał, że zaczynałam czuć się zbyt przytłoczona, zbyt samotna, zbyt słaba by iść naprzód... Tak bardzo chcę uciec, a równie bardzo się tego boję. Tak bardzo się boję, że nigdzie nie może być lepiej...
 Duże, metalowe drzwi otworzyły się niemal bezdźwięcznie, we wnętrzu panował dość spory tłum. Ciemne przygaszone światło rozpraszało się w chmurach dymu. Delikatny zapach alkoholu i głośnie śmiechy rozbawionych ludzi zachęcały do dołączenia do zabawy. Nabrałam powietrza w płuca i weszłam do środka. Ciągle trzymałam ręce w kieszeni kurtki, zaciskając dłoń na nożu. Pierwszy raz poczułam strach przed drugim człowiekiem. Pierwszy raz nie byłam pewna czy nie zginę z rąk tego, kogo pierwotnie miałam chronić...
 Wnętrze urządzone było w mrocznym, nowoczesnym klimacie. Na podwyższeniu stało kilka stolików i bar oświetlony zielonym, jaskrawym światłem. Cały klub wystylizowany był na bunkier, czego przykładem były liczne wojskowe hełmy, siatki maskujące, mundury i inne temu podobne dekoracje. Czułam się dziwnie przyjemnie, chociaż niepokój mieszał się z podnieceniem, czułam, że odnalazłam miejsce, do którego choć trochę pasuję.
 Powoli przechadzałam się między tłumem osób ubranych w najróżniejsze dziwne skórzane stroje. Niektórzy mieli kolorowe włosy, inni wielu innych niezliczoną ilość kolczyków. Byli inni, tak bardzo różni na tle szarych, zwykłych mieszkańców miasta. Zupełnie tak, jakbym znalazła się w innym świecie, tak jakbym odnalazła miejsce którego tak długo szukałam...
 Po chwili znalazłam się pod sceną, na którą padało zimne, białe światło jupiterów. Zespół powoli przygotowywał się do występu. Nie widziałam jeszcze Violet, ale na scenie znajdowało się już czterech mężczyzn. Dwóch z nich trzymało w dłoniach gitary elektryczne, jeden z długimi dredami związanymi w kucyk podłączał swój bass, a łysy, gruby perkusista siedział spokojnie przy błyszczących bębnach, zaciskając w dłoniach pałeczki. 
 Po chwili jasne światło przygasło. Nagle głośny, grzmiący dźwięk strun wypełnił salę i do gitarzystów dołączył basista i perkusista nadając całej melodii przecudowny dźwięk. Gdy kolejne takty wprawiały zgromadzonych niemal w trans zza grubej kotary wyszła ona - Violet. Dziewczyna, którą poznałam dzisiaj rano. Chociaż rozmawiałam z nią tylko raz, poczułam z nią niezwykłą bliskość. Teraz stała przede mną robiąc to, co kochała najbardziej. Zaciskając rękę na mikrofonie zaczęła wydobywać z siebie słowa, które roznosiły się echem. Piosenka, która zawierała w sobie wszystkie tak dobrze znane mi uczucia. Ból, strach, nienawiść, chęć buntu. Nawet nie zauważyłam, kiedy poniesiona taktem zaczęłam skakać wraz innymi. Pozwoliłam, by wypełniła mnie muzyka, ciało poruszało się zupełnie tak jakbym, było po za moją kontrolą. Nie czułam nic... Nic po za radością i ogniem, który na nowo rozpalił się w moim sercu. Kątem oka spojrzałam na Violet. Miałam wrażenie, że dziewczyna ciągle na mnie patrzy. Uśmiechnęłam się szeroko i przystanęłam na moment. Wokalistka przymknęła oczy i jeszcze głośniej, niemal krzycząc zaczęła śpiewać kolejne wersy piosenki. Zupełnie tak, jakby ta zwrotka była tylko dla mnie. Tak, jakbym to tylko ja jej słuchała... 
~*~

 Witam serdecznie! Cóż, kolejny rozdział i kolejne wątki, nowe znajomości i nowe postacie. Powiem szczerze, że nareszcie moje opowiadanie przybrało klimat jaki miało reprezentować od samego początku. Jestem bardzo dumny z tego, że w końcu mogę dzielić się tym co od zawsze kryło się w mojej głowie.
 Jeśli chodzi o życie codzienne to niewiele się dzieje. Standardowe wakacyjne lenistwo.. I chociaż to już ostatnie tygodnie to i tak pociesza mnie wizja wolnego września. Ah, oby tylko był lepszy niż ostatnie dni.. 
 Apropo ostatnich dni, powiem tylko, że w życiu nie warto ufać.. A przynajmniej nie osobom, które swój poziom inteligencji i odpowiedzialności mogą policzyć na palcach jednej dłoni..
 Na koniec pozdrowienia dla mojego hipisika <3 Kocham cię rybo, za rok idziemy w pogo razem! Pozdrawiam i do następnego. 

1 komentarz:

  1. Niesamowity rozdział, nie mogę się doczekać kolejnego, zazdroszczę wolnego września i życzę weny! pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Panda Graphics