20.06.2014

17. Sometimes by losing a battle you find a new way to win the war.

Jesteśmy niczym żywe trupy
Poświęcamy wszystko co mamy
Dla lodowatego serca i płonącej duszy
Jesteśmy niczym żywe trupy
Pragniemy ocalania
Z zamarzniętym sercem i płonącą duszą
-
Him - Soul On Fire


~*~
  To okropne jak przygnębiający może być widok pustych korytarzy budynku, który w pewien sposób zastępuje twój dom. Świadomość tego, że za każdym zakrętem może czyhać niebezpieczeństwo napawała mnie jeszcze większym strachem. Mocno zacisnęłam dłoń na pokrowcu miecza. Wiem, że jestem w stanie walczyć, ale dlaczego zmuszają mnie do tego akurat tutaj? Przecież to było jedyne miejsce w którym mogłam czuć się bezpiecznie! Zawsze myślałam, że to tutaj mogę zapomnieć o całej brutalności świata. Tak, choć szczerze nienawidziłam tego miejsca, było jednak bliskie mojemu sercu i na pewno nie pozwolę, by zostało zniszczone. 
- Holie? - Uriel siedział na moim ramieniu. Rozglądał się dookoła, jakby czegoś szukał. - Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale gdzieś tutaj jest strzyga. Mogę usłyszeć jej krzyk. - Przystanęłam i spojrzałam na opiekuna.
- Przecież jest zupełnie cicho! - Zdezorientowałam się i zrobiłam krok do przodu. Nie byłam pewna, co właściwie ma na myśli.
- Co wiesz o tych istotach? - Spytał po chwili. Pokręciłam nerwowo głową.
- Niewiele... Są podobne do wampirów z ludowych wierzeń, żywią się krwią, chowają się w mroku nocy, byli kiedyś śmiertelnikami. Czemu pytasz?
- Bo każda strzyga cierpi, Holie. To prawda, że była kiedyś śmiertelnikiem, jednak dusza pozostaje nieśmiertelna. Jakby to opisać... Dusza osoby przemienionej w demona wciąż żyje i cierpi. Pomimo tego, że strzygi są pozbawione woli i istnieją tylko po to, by służyć swoim panom, tak naprawdę w ich wnętrzu pali się niewielki płomyczek dawnego życia. Właśnie ta dusza krzyczy, Holie. To najokropniejszy dźwięk, jaki kiedykolwiek słyszałem. - Urwał, zeskoczył z mojego ramienia i uniósł się w powietrze. 
Nie odpowiedziałam, zresztą nie byłam w stanie. To okropne, straszniejsze niż śmierć:  mimo, że umierasz to przez całą wieczność cierpisz. Przez opowieść Uriela znalazłam w sobie jeszcze więcej siły do walki. Niemal całkowicie zapomniałam o tym wszystkim, co zaprzątało mą głowę. Nieważne stały się wszystkie wspomnienia i uczucia, teraz wypełniała mnie już tylko nienawiść- nienawiść do tego, kto ośmielił się zaatakować mój dom. Prawda, że śmieszne? Całe życie powtarzałam, że nienawidzę tego miejsca, a teraz niemal wariuję aby jakoś je ocalić...
 Żarówka delikatnie przygasała i ponownie się rozpalała. Światło nie było na tyle mocne, by oświetlić cały korytarz, dlatego też niektóre zakamarki pozostawały zacienione. Szłam spokojnym krokiem w ogromnym skupieniu. Anioł ciągle unosił się w powietrzu, jego obecność napawała mnie pewnego rodzaju poczuciem bezpieczeństwa. Ciągle ściskałam Kuronohanę. 
- Holie, uważaj. Krzyk staję się coraz wyraźniejszy! - Ciszę przerwało ostrzeżenie Uriela. Dźwięk jego głosu przypominał szum letnich liści, gwałtownie poruszonych przez ostry podmuch wiatru. 
- Urielu! - Wydobyłam z siebie. W jednej chwili wokół mnie pojawiły się niewielkie, wirujące iskry, które powoli zbierały się dookoła moich dłoni. Otuliło mnie uczucie ciepła. Przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. Nagle poczułam w sobie ogromną siłę. Moje dłonie błyszczały pomarańczowym światłem. Wyciągnęłam miecz z pokrowca i mocno chwyciłam za rękojeść. Ciągle czułam obecność anioła. 
- Jesteśmy jednością - usłyszałam jego głos. Szybkim krokiem ruszyłam przed siebie. 
 Uniosłam delikatnie ostrze, czerwone runy błyszczały w słabym świetle żarówki. Podążałam naprzód, coraz bardziej wchodząc w zacienioną część korytarza. Wszystko wyglądało normalnie. Pomimo pozornego spokoju czułam, jak ogień wokół moich rąk przybiera na sile.
- Wiem, że tu jesteś! - Krzyknęłam. - Nie musisz się ukrywać. - Wytężyłam wzrok. Na końcu korytarza dostrzegłam parę żółtych, świecących oczu. Pawały nienawiścią i chęcią mordu. Niewiele myśląc uniosłam wolną rękę i zacisnęłam pięść. Wirujące iskry zebrały się w zaciśniętej dłoni i utworzyły niewielką kulę ognia. Szybkim ruchem rzuciłam nią w stronę demona.
 W intensywnym świetle wreszcie dostrzegłam jego prawdziwą formę- ciało było niemal całkowicie pozbawione jakichkolwiek ludzkich cech. Miał mocno zdeformowaną twarz i poruszał się na czterech, zbyt długich kończynach, zakończonych szponami. Przypominał nietoperza, jednak nie widziałam żadnych skrzydeł. Jego głowa porośnięta była długimi, czarnymi włosami, które opadały na garbate plecy. Z paszczy wyłaniały się ostro zakończone kły.
- Szczerze mówiąc myślałam, że będziesz ładniejszy. - Uśmiechnęłam się ironicznie i ponownie wyrzuciłam pocisk w kierunku przeciwnika. Tym razem trafiłam bezpośrednio w jego brzuch. Potwór zawył przeraźliwym głosem i nim zdążyłam zareagować wyskoczył w górę. Łapiąc się za sufit wpatrywał się we mnie. Rana powstała po kontakcie z ogniem zaczęła się powoli goić.
- Jak to możliwe?! - Byłam w szoku, nawet upadli nie mają tak zwiększonej regeneracji! Nigdy wcześniej nie spotkałam się z czymś równie niezwykłym.
- Strzygi są odporne na powierzchowne rany, jedynym sposobem na ich pokonanie jest odcięcie głowy. - Wyczuwając niepewność, Uriel odpowiedział. Zmarszczyłam czoło. Jak niby mam pozbawić to coś głowy, gdy wisi pod sufitem?! Pewnym ruchem uniosłam miecz i złapałam go oburącz. Kuronohana zabłysnęła jasnym blaskiem. 
- Chyba trzeba się trochę pobawić. - Przykucnęłam i szybko ruszyłam biegiem przed siebie. Znajdując się bezpośrednio pod strzygą uniosłam ostrze i wbiłam je w kark demona. Ciągle biegnąć rozcięłam jego grzbiet. - To powinno cię ściągnąć na ziemię. - Wyszczerzyłam zęby. 
 Po moim ataku znalazłam się po drugiej stronie korytarza przy drzwiach prowadzących na zewnątrz. Strzyga nie pozostała dłużna. Szybko zeskoczyła i mocnym uderzeniem tylnej kończyny przygwoździła mnie do drewnianej ściany.
- Holie! - Zmartwiony głos anioła uratował mnie od utraty przytomności. Strużka krwi spłynęła po moim czole. Złapałam oburącz miecz i szybkim ciosem odcięłam szpony wbijające się w moje ramie i brzuch. Odseparowane członki zaczęły gwałtownie wrzeć i głośno skwierczeć. Następnie zniknęły, zmieniając się w kupkę popiołu.
- Cholera! - Przeklęłam odskakując od potwora. Spoglądnęłam na swoje ramie. Rana nie była zbyt głęboka, ale mocno utrudniała mi trzymanie miecza. Adrenalina sprawiała, że niemal w ogóle nie czułam bólu. Krew spływała po mojej ręce i niewielkimi kropelkami opadała na ziemię. 
- Jesteś całkiem silny. - Przygryzłam wargę. - Ale to by było na tyle! - Krzyknęłam i szybko wyskoczyłam w powietrze. Wzięłam szeroki zamach i rozkładając miecz na kilka mniejszych segmentów wymierzyłam cios. Bez większych trudności trafiłam w kark. Stal uderzyła o kręgi demona wydając tępy zgrzyt. Po chwili głowa potwora leżała tuż obok moich stóp. Spojrzałam na powalone ciało strzygi, wijące się w konwulsjach i pośmiertnych drgawka. Podobnie do odciętych szpon zwłoki zaczęły zmieniać się w kupkę szarego popiołu. Uniosłam miecz i strząsnęłam z niego ślady krwi.
- Wszystko w porządku? - Nim zdążyłam się obejrzeć, anioł w ludzkiej postaci stał już obok mnie. Złapałam go za bark.
- Tak, nic mi nie jest... - Chwyciłam za rękaw bluzy i mocno go szarpnęłam odsłaniając ranną rękę. Włożyłam Kuronohanę do pokrowca, który oparłam o ścianę. - Możesz mi pomóc? - Podałam Urielowi materiał. Nie wydając z siebie żadnego dźwięku, anioł zbliżył się do mnie i mocno zacisnął materiał wokół krwawiącego miejsca.
 - Na pewno dobrze się czujesz? Powinniśmy się wycofać do ogrodu. Liv na pewno ci pomoże.
- Nie trzeba! To tylko draśniecie, ale dziękuję ci za troskę. - Zmieszałam się. Chwyciłam za miecz i podeszłam do drzwi. - Nie wydaje mi się, aby mogli tędy wejść, ale dla bezpieczeństwa trzeba by je zabezpieczyć. - Chwyciłam za klamkę, która pod wpływem mojego dotyku zaczęła się topić. - To powinno wystarczyć. Idziemy dalej. - Odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. 
 Poziom adrenaliny powoli się normował. Zaczęłam odczuwać szczypiący ból, jednak nie był on na tyle silny, by wykluczyć mnie z dalszej walki. 
- Holie, nadal uważam, że powinniśmy się wycofać. - Anioł ciągle pozostawał w swojej ludzkiej postaci i bez większego wysiłku dotrzymywał mi kroku. Nie odpowiedziałam, dalej szłam przed siebie. 
- To nie są żarty - ciągnął. Był wyraźnie spięty.
  Dobrze wiem, że nie są. Jeśli teraz się wycofam i coś stałoby się innym... Nie potrafiłabym sobie tego wybaczyć. Wolałabym zginąć z myślą, że próbowałam coś zmienić, niż poddać się i ukryć jak zwykły tchórz.
 Powoli zbliżaliśmy się do Wielkiej Sali. Po drodze wdziałam liczne ślady walk. Modliłam się w duchu, aby wszyscy byli cali.
- To tutaj wszystko się zaczęło. - Z trudem łapiąc oddech przejechałam palcem po zimnej, metalowej futrynie wejścia. 
- Holie! - Uriel zbliżył się do mnie i położył swoją dłoń na moich plecach. Złapałam za jego dłoń.
- Nic mi nie jest - zapewniłam. Oderwałam dłoń od zimnej stali. - Chodźmy... 
 Wewnątrz pomieszczenia znajdowało się około dwudziestu strzyg. Wszystkie pozostawały w chwilowym bezruchu. Weszłam głębiej do środka i dostrzegłam, że pośród demonów stoi mężczyzna w długim, karmazynowym płaczu, którego kaptur zasłaniał jego twarz.  Po kilku minutach do sali wbiegła czwórka innych egzorcystów. Nie znałam ich, jednak gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały bez słowa ruszyliśmy do wspólnej walki.
Moje ciało poruszało się niemal automatycznie w morderczym tańcu uników i ciosów. Pomiędzy kolejnymi cięciami obserwowałam moich towarzyszy. Nie byli zbyt wprawieni w walce, ale z całą pewnością dawali z siebie wszystko. Spośród nich najbardziej wyróżniała się wysoka dziewczyna o szarych, niemal grafitowych włosach. Żaden dotąd znany mi egzorcysta nie korzystał z broni palnej. Wirowała pomiędzy strzygami i wymierzała celne strzały, które chociaż na chwilę unieruchamiały demony, dzięki czemu postali mogli z łatwością je wykończyć. 
 Oderwałam od niej wzrok i wróciłam do walki. Dzięki poprzedniemu starciu wiedziałam jak silne są strzygi, dlatego z rozwagą wykonywałam kolejne uderzenia. 
 Dźwięk ostrza i odgłosy walki zlały się w jedną wielką melodię. Czułam się jak we śnie. Moje ciało ponownie wpadło w wir walki. Czułam jak krew wrze w moim ciele. Obecność Uriela dodawała mi jeszcze więcej wigoru. Niemal każdy wyprowadzony cios był śmiertelny dla przeciwnika. W końcu pozostało ich już tylko kilku. 
 Odskoczyłam w stronę wejścia natrafiając na wycofujących się egzorcystów.
- Wszystko w porządku? - Umięśniony chłopak spojrzał na moje zakrwawione ramię. 
- Tak, dzięki. To drobnostka.- Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Jesteś Holie, prawda? - Przybysz przyjrzał mi się dokładniej. Poczułam się dziwnie, skąd właściwie zna moje imię? 
- Miło mi cię poznać. Jestem Ethan. To Jayden -  wskazał palcem na chłopaka, który trzymał ciężki, dwuręczny topór - Daniel - chłopak o czerwonych, sterczących włosach pomachał - a to Mia. - Wskazał gestem na dziewczynę o szarych włosach, która ciągle walczyła. Nim zdążyłam odpowiedzieć kilka strzyg ruszyło w naszą stronę. Uskoczyłam i prostym cięciem pozbawiłam jednej z nich głowy, szybko zmieniając ją w popiół. Pozostali również odparli atak. Tajemniczy mężczyzna nadal nie wykonał żadnego ruchu, stał w milczeniu przyglądając się całej akcji. W ciągu kilku chwili Mia znalazła się na przeciwko niego. Z nadludzką szybkością zaatakowała go silnym kopnięciem, przykładając następnie pistolet do jego głowy. Nagle pomieszczenie wypełnił bladoniebieski, oślepiający blask. Przymknęłam oczy i wycofałam się w bezpieczniejsze miejsce.  
- Urielu? - Zawołałam ciągle unosząc przed sobą miecz w gotowości do wymierzenia kolejnego ataku.
- Holie, uciekaj stąd! - Usłyszałam głośny, piskliwy krzyk mojego opiekuna.
- Co się dzieje?! - Spytałam zdziwiona. 
- To Lauviah... - Nim zdążył dokończyć zdanie niewielka błyskawica przeszyła ciało egzorcystki. Dziewczyna wypuściła z ręki swój pistolet i uniosła głowę głośno wrzeszcząc. Po chwili splunęła krwią. Zakapturzony mężczyzna odepchnął ją. Szarowłosa upadła na kamienną podłogę otoczona kałużą własnej krwi.
- MIA! - Jayden wrzasnął i szybkim ciosem wykończył kolejną strzygę. Z całych sił starał się dotrzeć do jej ciała, jednak z każdą chwilą pomieszczenie wypełniały nowo przybyłe demony. Stałam w przerażeniu patrząc na cały obraz. Na moich oczach właśnie zginęła jedna z moich towarzyszek. Byłam niemal całkowicie opanowana przez strach. Nie mogłam się ruszać. Moje ręce zaczęły drżeć, wypuściłam Kuronohanę, która z cichym echem upadła na podłogę, tym samym tracąc kontakt z aniołem. Ethan podbiegł do mnie i szybko mnie objął. 
- Jesteś cała? - W jego oczach błyszczały łzy. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Pragnęłam krzyczeć, oddać się panice. Chaotyczne myśli wirowały mi w głowie. 
- Musimy się wycofać, jest ich za dużo! - Krzyknął i podnosząc mój miecz pomógł mi wyjść z Sali. Po chwili dołączyli do nas pozostali. 
- Nie możemy jej tak zostawić! - Jayden uniósł swój topór.
- Daj spokój Jay, też chcesz tu zginąć?! - Daniel załapał go za rękę i pociągnął go w przeciwną stronę. - Musimy wracać.
- Zostaw mnie! - Na jego twarzy malował się gniew.
- Obaj przestańcie! To nie przywróci Mii życia! Trzeba ostrzec resztę. Holie, możesz iść? - Ethan zwrócił się do mnie i oparł moje ramię na swoich barkach. Ciągle byłam w szoku, jednak powoli odzyskiwałam świadomość. Łzy same spływały mi po policzkach. 
- Musimy jak najszybciej dotrzeć do ogrodu, zrozumiano? Nie możemy pozwolić, aby jej śmierć poszła na marne! - Krzyczał, starając się opanować całą sytuację.
- Jasne... - odpowiedział czerwonowłosy. Jayden nie odpowiedział. Ruszył w milczeniu do przodu jeszcze mocniej zaciskając rękojeść topora.
 Cały czas biegnąc, napotykaliśmy ślady innych egzorcystów. Wyglądało na to, że reszta była bezpieczna i podobnie jak my wycofała się. W dalszym ciągu rozpacz obezwładniała mnie na tyle, że czułam się tak, jakbym tkwiła w jakimś chorym śnie. Nie potrafiłam niczego zrozumieć. Przecież dopiero poznałam tych ludzi, nie wiedziałam o nich nic, a tak bardzo mi pomogli... Gdyby nie oni, w Wielkiej Sali teraz leżałyby moje zwłoki. Dzięki tej myśli dotarło do mnie, jak wiele zawdzięczałam tej egzorcystce. Na pewno jej poświęcenie nie pójdzie na marne. Zwolniłam kroku i pozwoliłam by Daniel i Jayden nas wyprzedzili.
- Wszystko dobrze? - Zmartwiony Ethan przystanął i mocniej wsparł mnie na swoim barku. 
- Tak - odrzekłam z wdzięcznością. - Dziękuję za wszystko. Przykro mi z powodu waszej towarzyszki. - Łzy napłynęły mi do oczu. Chłopak odwrócił wzrok. Jego czarne włosy delikatnie musnęły moją skroń.
- Wszystkim nam przykro. - Po chwili odwrócił się i z wymuszonym uśmiechem dodał - Taki już nasz los. Miejmy nadzieję, że jej śmierć nam pomoże. Ruszajmy. - Nie odpowiedziałam, zresztą i tak nie byłam w stanie wydusić z siebie niczego, poza "dziękuję" i "przykro mi". Przez cały ten czas myślałam o sobie, a przecież oni znali się znacznie dłużej. Nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, co czuli. Sama nie wiem jak bardzo cierpiałabym po utracie któregoś z moich przyjaciół. Cholera! Tak bardzo bałam się o innych. Ciekawe czy z nimi wszystko w porządku?
 W pobliżu ogrodu spotkaliśmy się z grupą innych egzorcystów, każdy z nich był gotowy do walki i nerwowo oczekiwał na starcie z przeciwnikiem. Odłączyłam się od towarzyszy, którzy przekazali informację o pojawieniu się Vladimira i w samotności weszłam do środka.
 Wewnątrz panowała ponura, napięta atmosfera. Większość ze zgromadzonych trzymała się blisko swoich opiekunów. Każdy wiedział jak niebezpieczna jest nasza sytuacja, jednak nikt nie był świadom tego, że Kościół może tak łatwo zostać zaatakowany...
- Holie! - Usłyszałam rozpaczliwy pisk Leny. Dziewczyna siedziała w pobliżu rabaty fiołków w towarzystwie Patricka i Artura. Podeszłam bliżej. - Nic ci nie jest? Płakałaś... - Zmartwiła się. Pokręciłam głową w milczeniu. 
- To może my nie będziemy przeszkadzać... - Widząc moją minę Artur złapał zakapturzonego chłopaka ze słuchawkami na uszach za rękaw i oddalił się, ciągnąc go za sobą. Mijając mnie spojrzał głęboko w moje oczy. Wydawało mi się, że szepnął do mnie "wszystko będzie dobrze".
- Dziękuję... - Wyszeptałam. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i odszedł bez słowa. Lena poklepała dłonią miejsce obok.
- Co się dzieję? - Spytała spokojnym tonem. Spojrzałam na nią w milczeniu. - Naprawdę, możesz mi powiedzieć, jestem pewna, że to pomoże. - Uśmiechnęłam się. 
- Dziękuję. Myślisz, że damy radę to przetrwać? - Spytałam powstrzymują łzy, głos lekko mi zadrżał.
- Oczywiście! Nie ma innej możliwości. - Objęła mnie. - Poradzimy sobie ze wszystkim. 
- Nie jestem taka pewna... - urwałam. - Nic ci się nie stało? - Zmieniłam temat.
- Nie, Gabriel całkiem dobrze się spisał. - Spojrzałam na leżący obok młot. Cały ubrudzony był krwią.
- Dobra robota! - Rzuciłam łagodnym głosem wpatrując się w niebo. W tej samej chwili do ogrodu wszedł Josh w towarzystwie Shoueia. Rozglądali się wokół, tak jakby kogoś szukali. W końcu ruszyli w naszą stronę. Lena spojrzała gniewnie na zielonowłosego. Powoli podnosiła się z miejsca.
- Zaczekaj. - Chłopak złapał ją za dłoń. - Przepraszam... - Byłam w szoku, więc jednak nie jest taki gruboskórny. Egzorcystka nadęła policzki.
- Nie waż się więcej mnie uderzyć! - Krzyknęła. 
- Obiecuję... - Zbliżył się do mnie. - Wszystko ok? - Spojrzałam mu głęboko w oczy. Nic nie jest ok! Przestańcie w kółko o to pytać! Cholera jasna, jeszcze nigdy nie było tak nie w porządku jak teraz! Nerwowo podniosłam się z ziemi nie odpowiadając. Japończyk dalej rozglądał się po okolicy.
- Widziałyście Liv? - Zapytał po chwili. Pokręciłam głową. Lena podniosła swoją broń i odchodząc rzuciła:
- Jest przy wejściu.
- Dziękuję.  - Shouei odszedł wraz brunetką. Zostałam sam na sam z Joshem.
- Więc powiesz mi o co chodzi? - Stanął na przeciwko mnie. Chwilę milczałam, kiedy oparł dłonie na moich ramionach i spojrzał głęboko w oczy.
- Wiesz... - Szukałam odpowiednich słów. Przygryzłam wargę. - Pamiętasz, jak opowiadałeś mi o egzorcystce, która zginęła na misji? - Chłopak kiwnął głową, na jego twarzy malował się grymas smutku. - Otóż dzisiaj byłam świadkiem czegoś podobnego. - Wybuchłam płaczem. Wtuliłam się mocno w jego umięśniony tors. Pogładził mnie po głowie.
- Cii, już dobrze. Na pewno pomścimy tę śmierć. Cieszę się, że mimo to ciągle tu jesteś. - Uniósł moją mokrą od łez twarz i delikatnie musnął czoło ustami. - Pozwól teraz, że ktoś inny będzie walczyć. Musisz odpocząć. Eh, to chyba najgorszy dzień na wyznawanie miłości... Nawet scenarzyści kiepskich romansideł dla dewotek nie wymyśliliby czegoś równie pokręconego. - Starał się rozluźnić atmosferę. - Mam nadzieję, że nasz związek nie będzie wyglądał tak przez cały czas... - Roześmiałam się. 
- Nie będzie. - Odpowiedziałam. - Na pewno na to nie pozwolę. - Odwzajemniłam wcześniejszy pocałunek. Negatywne emocje powoli opadały. To naprawdę najgorszy początek związku, jaki można sobie wyobrazić...
 Po kilkudziesięciu minutach Josh udał się zdać raport ze swojej walki. Zostałam sama, chociaż obok mnie było naprawdę dużo osób. To takie śmieszne, byłam samotna pośród tłumu ludzi, którzy tak jak ja poświęcili swoje życia by walczyć ze złem. O ironio, jestem samotną wyspą należącą do archipelagu tysiąca takich samych wysp. Podniosłam się z ziemi i spacerując wzdłuż alejek spoglądałam na zgromadzonych. Niektórzy powoli dochodzili do siebie, w większości byli już w stanie walczyć. Teraz mieliśmy szanse, chociaż moc, którą dysponuje Vlad i którą widziałam na własne oczy, była niewiarygodna. Czy właśnie przeciwko temu musieli walczyć aby odbić Ariannę?
 Zastanawiałam się gdzie właściwie znajduje się Kardynał i jego córka, pewnie zdawali sobie sprawę z tego, że całe to zamieszanie jest spowodowane przez nich. Nawet nie chciałam myśleć o tym, jak trudne może być dźwiganie tego wszystkiego na barkach jednej osoby...
 Pozorny spokój przerwał nagły wstrząs, zupełnie jakby coś eksplodowało. Większość aniołów była w stanie gotowości, egzorcyści powoli przygotowywali się do walki. Wzięłam głęboki oddech.
- Urielu? - Zapytałam, obok mnie pojawił się pomarańczowy, błyszczący krąg. 
- Jestem. - Odpowiedział, stając obok mnie w ludzkiej postaci.
- Przepraszam za to, że nie byłam w stanie walczyć... - Powiedziałam, spuszczając głowę. - Po raz kolejny emocje wzięły nade mną górę. Przeze mnie mogła to być nasza ostatnia wspólna walka.
- Nie masz za co przepraszać. - Otulił mnie przyjemny podmuch ciepła. - W końcu taka jest nasza natura Holie, im silniejsze emocje odczuwamy ty silniejsi się stajemy... 
 Razem z opiekunem zbliżyłam się do wejścia, zebrali się tam wszyscy ci, którzy byli w stanie walczyć. W tłumie osób dostrzegłam Liv i Shoueia. Pomiędzy szeptami i rozmowami wyłapywałam pojedyncze słowa: "boska czarodziejka". Liv siedziała na drewnianej skrzyni. Jej białe szaty swobodnie opadały na ziemię, a na jej ramieniu siedział Rafael w postaci duszka. Japończyk trzymał w dłoni swój płonący miecz. Głośnym chrząknięciem wymusił ciszę.
- Nie pozwolimy im tutaj wejść! - Krzyknął. Blondynka wstała uśmiechając się. Jej wargi poruszały się niemo recytując treść zaklęcia. Rafael zawirował wokół niej. Po chwili całe pomieszczenie wypełnił świeży podmuch wiatru, który niósł liczne białe pióra. Jej zwiewna sukienka wirowała i unosiła się, a gęste, jasne włosy krążyły wokół twarzy. Na jej odsłoniętych dłoniach pojawiły się błękitne smugi powietrza, przypominające rytualne tatuaże. 
- Nie pozwolę na to by ktokolwiek z was ucierpiał. - Przemówiła, bez kontaktu z Shoueiem. Uniosła lewą dłoń w górę. Zielony duszek usiadł na niej i zabłysnął oślepiającym światłem. Chwilę później zmienił się w biały, zdobiony łuk. Przez ramię przewieszony miała kołczan ze strzałami na złotym pasku. 
- Otwórzcie wrota. - Wydała rozkaz. Naciągając cięciwę łuku, wyszła z ogrodu pozostawiając za sobą delikatny powiew świeżej morskiej bryzy...
~*~
 Witam serdecznie. Jak pisałem na fanpage'u Alien musiała zając się swoimi egzaminami przez co złapaliśmy drobne opóźnienie, ale po wszystkim wracamy z nowym rozdziałem. Tak, tak nowe wątki, nowe postacie, ogólnie same nowości i jak pewnie zauważyliście nie tylko w treści, ale również w wyglądzie. Nowy szablon wyszedł z pod rąk Szkieletu Smoka i zawładnął moim sercem. Jego kolorystyka, klimat, emocje jakie wyraża, wszystko tak bardzo pasuje do Holie. Brakuje mi słów żeby opisać jak bardzo mi się podoba, dlatego powiem tylko - Dziękuję...
 Co do kolejnych notek - rozdziały będą ukazywać się bardzo różnie. Wynika to z tego, że przez z góry nałożone terminy czuję się przytłoczony i napisanie rozdziału zajmuje mi znacznie więcej czasu niż normalnie. Pomijam już fakt, że z weną różnie bywa i nie zawsze jestem w stanie napisać coś co miałoby jakikolwiek sens. Dlatego, z uczuciem wielkiej ulgi, informuję, że każda kolejna notka będzie dodawana w różnych odstępach czasowych. Czasem dłuższych, czasem krótszych, ale zawsze lepsze to niż czytanie czegoś niedopracowanego.
 To chyba wszystko na dzisiaj. Jeśli macie jakieś pytania, opinie na temat nowego wyglądu, rozdziału, cokolwiek czym chcielibyście się z nami podzielić zapraszamy na nasze profile, fanpage i oczywiście serdecznie namawiamy do komentowania. Trzymajcie się i do następnego!

Pozdrawiam.

2 komentarze:

  1. Nowy wygląd jest świetny, tak jak poprzednie. Staram się komentować notki na bieżąco odkąd natrafiłam na tego bloga bo wiem jakie to motywujące i ważne, ale już nie potrafię wyrazić tych emocji. Po prostu z każdym rozdziałem moja ciekawość wzrasta. Nie mogę się doczekać następnego postu. To w jaki sposób piszesz jest niesamowite i pełne emocji. Cieszę się, że postanowiłeś nie nakładać terminów i mam nadzieję, że to będzie dobra decyzja. Do następnego! ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku znowu zabrakło mi słów aby wyrazić to jak się czuję, powiem tylko dziękuję. Cieszę się, że to co robię jest doceniane. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały Cię nie rozczarują. Jeszcze raz dziękuję ♥

      Usuń

Szkielet Smoka Panda Graphics