25.05.2014

15. Those who promise us paradise on earth never produced anything but a hell.

Wszystkie obietnice, jakie złożyliśmy
Wszystkie te nic nieznaczące i puste słowa
Modliłam się, modliłam, modliłam
Oh, wszystkie obietnice, jakie złamaliśmy
Wszystkie te nic nieznaczące i puste słowa
Mówiłam, mówiłam, mówiłam...
-
The Cranberries - Promises

~*~
 Lena patrzyła na mnie swoimi dużymi, ciemnymi oczami, które błyszczały od nadmiaru łez. Czułam wielką ulgę. Nareszcie pozbyłam się wszystkich zmartwień, choć nie mogłam pogodzić się z tym, jak bardzo zawiodłam moich towarzyszy. Głęboko w sercu czułam ogromny ból. Przez moją głupotę Arianna, Liv, Shouei, Patrick i Artur- oni wszyscy mogli zginąć! Wzięłam głęboki oddech; moje serce zaczęło gwałtownie przyspieszać. Do oczu po raz kolejny tego dnia napłynęły mi łzy. Moja przyjaciółka gwałtownie podniosła się i uniosła swój zmartwiony wzrok na moją twarz.
- Holie? Coś cię boli? Dobrze się czujesz? - Wystraszona wstała z krzesła. - Poczekaj, zawołam Liv. 
Podniosłam dłoń, jednak nim zdążyłam wydobyć z siebie słowo, Lena zniknęła za drzwiami. Cholera, po raz kolejny zamartwiam wszystkich moją głupotą. Zgięłam poduszkę i zasłoniłam nią twarz. Jestem taka głupia, przeze mnie tak wiele osób mogło stracić życie, wyłącznie dlatego, że nie potrafię nikomu zaufać! Wiele razy obiecywałam sobie, że będę silniejsza, że dam radę pokonać wszelkie przeciwności losu, ale jestem tylko człowiekiem- nie potrafię zmienić się od tak. 
Odkąd zostałam egzorcystką nie było już dla mnie miejsca. Chaotyczne myśli napływały mi do głowy, pomimo braku jakichkolwiek ran, czułam promienisty ból w klatce piersiowej. Byłam zmęczona, zła, smutna, a jednocześnie szczęśliwa. 
- Czyżby moje urojenia psychiczne się nasilały? O czym ja właściwie myślę? Holie! Weź się w garść! - Powtarzałam w głowie. Puściłam poduszkę, która zsunęła się z mojej twarzy. Nieduży kosmyk włosów opadł na moje czoło delikatnie mnie łaskocząc. Nabrałam powietrza w usta i zdmuchnęłam go. 
 Po około dwudziestu minutach do sali wróciła Lena w towarzystwie Liv i Shoueia. Spojrzałam na nich przyjaznym, zmęczonym wzrokiem i uśmiechnęłam się, podnosząc rękę w geście powitania. 
- Widzicie, coś jest z nią nie tak! - krzyknęła krótkowłosa dziewczyna. - To na pewno jakaś klątwa upadłego! Ona... - Zrobiła głęboki wdech - Ona jest stanowczo za miła! - Szybko podniosłam się do siadu i spiorunowałam ją spojrzeniem. 
- Że niby jak jestem zdrowa to nie jestem miła?! - Wrzasnęłam z na w pół udawanym, w pół szczerym wyrzutem. Japończyk zaśmiał się donośnym głosem, po czym z zabawnym akcentem dodał:
- Spokojnie, ona zawsze jest wredna. Niezależnie czy jest zdrowa czy chora. - Wyszczerzył zęby w głupawym uśmiechu. 
- Że niby ja? - Nadęłam policzki. - Wcale nie jestem wredna! - Spojrzałam na Liv z nadzieją, że chociaż ona mnie poprze. Na jej twarzy malował się przyjemny uśmiech. Egzorcystka chwyciła dłoń Shoueia i powolnym głosem przemówiła. 
- Oczywiście, że nie. - Zbliżyła się. Dopiero teraz dostrzegłam, że coś się w niej zmieniło. Przekrzywiłam głowę.
- Uhm, Liv? Twoje włosy? - Wskazałam ręką na jej głowę. 
- Ah, to... - Zmarszczyła delikatnie brwi. - To efekt zabaw czarami przez nieodpowiednią osobę. - Puściała rękę Shoueia i lekko szturchnęła go pięścią. Jej włosy miały lekko błękitny kolor z przebijającymi pasemkami blondu. - Wkrótce powinny wrócić do normy. 
- Cieszę się. - Odwróciłam wzrok w stronę okna. Ciepłe promienie słońca odbijały się w lodowych drobinkach leżących na parapecie. Poczułam stróżkę na policzku. Wzięłam głęboki wdech. - Wiecie... - Głośno wypuściłam powietrze. Ciągle uciekałam wzrokiem po kątach, unikając twarzy egzorcystów. - Przepraszam za wszystko. Przeze mnie misję odbicia Arainny mógł trafić szlag... - Spojrzałam w ich kierunku z poczuciem winy.
- Nie musisz się o to martwić, Holie! - Krzyknęła Lena. 
- To nie twoja wina. - Spokojnym, życzliwym głosem oznajmił Shouei. - Dopiero co wróciłaś z poprzedniej misji, nie powinniśmy cię do tego zmuszać. - Podszedł bliżej i delikatnie oparł dłoń na moim ramieniu. - Oprócz ciebie są też inni egzorcyści, jesteśmy drużyną i zawsze najważniejsze będzie dobro naszych towarzyszy. To my powinniśmy być za to odpowiedzialni. 
Liv wychyliła się zza jego pleców, łapiąc go za wolną dłoń.
- Kardynał powierzył nam opiekę nad innymi egzorcystami - dodała Liv. - Lecz przez naszą ignorancję nie zauważyliśmy tego, w jakim złym stanie byłaś. Holie, przepraszam za to. - Jej głos zadrżał. 
- Poza tym, dzięki temu mogłam być na misji z Patrickiem! - Krzyknęła Lena. Na moich ustach zagościł uśmiech. Odwróciłam się w ich stronę i zaczęłam się głośno śmiać.
- Dziękuję... - Wymamrotałam i ponownie oparłam głowę o poduszkę. Poczułam niesamowitą ulgę.
- Cóż, pozwólmy jej odpocząć. Jutro musi być w formie. - Shouei uśmiechnął się zagadkowo. - Pani doktor, jak długo potrwa jej rekonwalescencja? - Zwrócił się żartobliwie do Liv. Ta przewróciła oczami.
- Nie nadawaj mi dziwnych przezwisk. - Zbliżyła się i położyła dłoń na mojej głowie. - Nie czuję żadnych mrocznych mocy. Według mnie cała trucizna upadłego została zneutralizowana. Masz naprawdę śliny organizm, teraz musisz tylko odpocząć i wszystko wróci do normy.
- Idealnie - Japończyk klasnął w dłonie. - No, moje panie- pora się zbierać! Złapał egzorcystki za dłonie i pociągnął je ku wyjściu. - Pozwólcie panience odpoczywać. - Uśmiechnął się szeroko i zatrzasnął drzwi. Ułożyłam się w wygodniejszej pozycji i przymknęłam oczy. Nie pamiętałam nawet momentu w którym zasnęłam.
 Krążyłam wśród wysokich traw i licznych kwiatów. Była piękna, wiosenna pogoda. Moja zwiewna sukienka lekko drżała na delikatnym, ciepłym wietrze. Nie wiedziałam dlaczego tutaj jestem, ale czułam się bardzo naturalnie, swobodnie, jak gdyby wszystkie dotychczasowe wydarzenia były tylko złym snem. Nagle dostrzegłam znajomą postać. Przysłoniłam oczy dłonią i spostrzegłam Uriela. Zaczęłam biec w jego kierunku.
- Urielu! - Krzyczałam, jednak anioł z każdą chwilą oddalał się. Niebo zaczęły przykrywać ciemne, kłębiaste chmury. Zrobiło się ciemno, ponuro, zupełnie tak, jakby cała radość gdzieś odeszła. Przystanęłam i rozglądnęłam się wokół. Krążące wokół kwiatów motyle zaczęły znikać w gęstej, szaro-fioletowej mgle. 
- Urielu?! - Zaniepokoiłam się. Mój głos odbijał się echem. Upadłam na kolana i poczułam, że cała ziemia pokryta jest tą samą czarną substancją, która sączyła się z mojej rany. Rośliny w kontakcie z nią uginały się i usychały. Cały krajobraz diametralnie się zmienił. Nagle wokół mnie pojawił się krąg fioletowego ognia. Nie poczułam gorąca, a przytłaczające uczucie żalu. Spośród nietypowych płomieni zaczęła wyłaniać się nieznajoma postać, wokół której krążyły czarne pióra. Cała zakryta była przez ciemny materiał, przypominający całun. Gdy zbliżyła się na odległość wyciągniętej dłoni jednym szarpnięciem ściągnęła z siebie zasłonę. Stała przede mną Lewiatan. Jej włosy opadały na twarz i ramiona. Spośród gęstych, czarnych kosmyków dostrzegłam jej płonące błękitno-fioletowym światłem oczy.
- Zignorowałaś mnie, Holie. - Przemówiła. - Nie posłuchałaś mojej rady. - Złapała moje włosy i uniosła głowę. Poczułam monstrualny, przeszywający ból. - To było moje ostatnie ostrzeżenie. Czas zakończyć naszą zabawę. - Odepchnęła mnie. Upadłam z głośnym pluskiem, rozchlapując czarną ciecz.
- Czego ode mnie chcesz?! - Krzyknęłam roztrzęsiona. Czarna egzorcystka zlekceważyła moje pytanie, zaczęła krążyć i głośno się śmiać. Jej oczy nadal błyszczały nieziemską poświatą. Rozłożyła ręce. Krąg fioletowego ognia zniknął. Leżąc na ziemi spostrzegłam kilka osób leżących w pobliżu. Nim zdążyłam się zorientować Lewiatan rozpłynęła się w powietrzu. Szybko podniosłam się, z trudem utrzymując równowagę wśród czarnej, oleistej mazi. Z rozpaczą pobiegłam w kierunku leżących ludzi. 
- To niemożliwie... - Upadłam na ziemię. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. - NIE! - krzyczałam. Na ziemi leżeli niemal wszyscy moi przyjaciele. Lena, Liv, Shouei, Josh, Marie, Jax. Wszyscy byli martwi. Ich ciała pokryte były licznymi ranami, niektórzy nadal mieli otwarte oczy. Wstałam i złapałam się za brzuch z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Łzy spływały mi po policzkach. - To niemożliwe! - W głowie miałam totalny mętlik. Czy tak ma się skończyć walka z Melody?! Z trudem szłam naprzód, rozpoznając kolejne ciała. Patrick, Artur, Kardynał, Arianna.. Nagle dotarłam pod wielką, starą, wierzbę płaczącą. Z jej wiszących gałęzi spływały niewielkie kropelki czarnej cieczy. Zbliżyłam się i po raz kolejny doznałam szoku. - Uriel... - Zaczęłam krzyczeć i biec w jego stronę, jednak było już za późno. Mój opiekun leżał otoczy przez kałużę własnej krwi, która mieszała się z mazią. Na jej powierzchni unosiły się srebrzystobiałe pióra, pozostałości po wyrwanych skrzydłach. Jego oczy pozbawione były jakiegokolwiek światła. Leżał martwy u moich stóp. Przyklęknęłam i złapałam jego głowę, delikatnie ją unosząc. Przytuliłam go. 
- Nigdy do tego nie dopuszczę. - Rzuciłam drżącym głosem. - NIGDY! 
Czarna ciecz zaczęła intensywnie się podnosić. Powoli zakrywała ciała moich towarzyszy, które ginęły w jej gęstych, mętnych toniach. Ciągle trzymałam Uriela. 
- Nigdy na to nie pozwolę... - Powtarzałam.
 Szybko otworzyłam oczy z ulgą zauważając, że ciągle jestem w sali szpitalnej. Nerwowo dotknęłam swojej twarzy, była cała mokra od łez. Czułam, że jestem spocona, serce biło mi niezwykle szybko. Rozglądnęłam się. Wszystko zdawało się być w porządku. Zegar wskazywał godzinę ósmą nad ranem. Z wielkim trudem podniosłam się do siadu i odrzuciłam kołdrę. Na szafce obok leżały moje ubrania, a przy łóżku stały podniszczone, czarne trampki. Szybko ubrałam się i pobiegłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę, w tym samym momencie w drzwiach stanęła jedna z pielęgniarek. 
- Już w porządku? - Spytała zaskoczona. - Powinnaś nadal odpoczywać. - Dostrzegłam w jej dłoni zimny kompres. - Miałaś w nocy gorączkę, musiałam kilkakrotnie go wymieniać. 
- Już dobrze. - Przepuściłam ją w drzwiach. - Przepraszam, że cię zmartwiłam. - Wymusiłam uśmiech. Starałam się zachowywać najnaturalniej, jak tylko mogłam. Dziewczyna spojrzała na mnie i pokręciła głową. 
- Jeśli tylko poczujesz się gorzej, masz tutaj wrócić. - Rzekła surowo. 
- Oczywiście. - Kiwnęłam głową i wyszłam z sali. 
 Chwilę błądziłam po korytarzach, starając uniknąć się jakichkolwiek kontaktów z innymi egzorcystami. Po kilkunastu minutach znalazłam się w swojej sypialni. Szybko weszłam do niewielkiej łazienki i wzięłam długi, zimny prysznic. Emocje powoli puszczały, chociaż nadal czułam ten paniczny strach. Czy ten sen był zapowiedzią tego, co czeka mnie w przyszłości? Oparłam głowę o kafelki. Nie, nie mogę tak myśleć. Zacisnęłam pięści, coś takiego nigdy się nie wydarzy. Nie dopuszczę do tego...
 Około godzinę później wyszłam z pokoju. Nareszcie przypominałam człowieka, chociaż dalej miałam strasznie bladą twarz. Co prawda, nie czułam sie najlepiej, ale nie mogłam zamknąć się w pokoju z tak błahego powodu. Wystarczająco się o mnie martwili, czas abym zaczęła polegać na sobie i na moim opiekunie. Szłam spokojnym krokiem wzdłuż plątaniny korytarzy. Niektórzy patrzyli na mnie z radosną uśmiechem, inni z wyrazem współczucia. Nigdy nie tęskniłam za tymi wszystkimi spojrzeniami, ale dzięki nim chociaż na chwilę poczułam się spokojniej. 
W okolicy stołówki panowała niemal zupełna cisza. Zadziwiło mnie to, przecież pora śniadaniowa trwa w najlepsze. Wsadziłam ręce w kieszenie czarnej bluzy i podeszłam do zamkniętych drzwi. Dostrzegłam na nich kartkę z napisem "Nieczynne z powodu awarii". Świetnie! I gdzie teraz dostanę coś do jedzenia? Opuściłam głowę i odwróciłam się na pięcie wpadając na Artura, który trzymał w ręce zapakowaną kanapkę i puszkę coli. 
- Przepraszam księcia. - Ukłoniłam się z ironicznym uśmiechem na ustach.
- Ah, Panna Lekkomyślne Czerwone Włosy! Pięknie nas urządziłaś. - Zbliżył puszkę do ust. Zagotowało się we mnie. 
- Tak jakbym tego chciała! - Krzyknęłam i szybko odeszłam. Egzorcysta ruszył za mną i zatorował mi drogę. 
- Ja tylko żartowałem... - Spojrzałam na bułkę w jego ręce ignorując jego słowa. - Naprawdę, cieszę się, że nic ci nie jest! - Podniósł zapakowany posiłek. - Jesteś głodna? Chwilę temu zamknęli stoisko z kanapkami, pewnie nie zdążyłaś nic zjeść. Weź ją, ja się już najadłem. - Podał mi pakunek ze śniadaniem. Niepewnym ruchem chwyciłam opakowanie. 
- Potraktuję to jako formę przeprosin. - Burknęłam. 
- Traktuj to jak chcesz, tylko się już nie dąsaj. - Chłopak zmarszczył czoło.
- Okej, nie było sprawy. - Schowałam jedzenie do kieszeni. - Przepraszam. - Minęłam go i odeszłam nie zwracając uwagi na jego skargi. Kierowałam się w stronę ogrodu, chyba nadeszła chwila aby rozmówić się z Urielem i ostatecznie wyjaśnić wszystkie niedomówienia. 
 Przechodząc przez szklane drzwi znalazłam się na letniej łące. To cudowne, że pomimo tego, iż na zewnątrz panuje zima, tutaj zawsze jest lato. Szłam powolnym krokiem wzdłuż brukowanych alejek. Niektóre z nich otoczone były przez rabaty kolorowych kwiatów, inne przez najróżniejsze krzewy i drzewa. Różnobarwne duszki chowały się wśród liści i traw. Kilka wygrzewało się na słońcu, ale żaden z aniołów nie przybierał swojej prawdziwej formy, oprócz jednego. W cieniu starej płaczącej wierzby, której gałęzie uginały się pod ciężarem liści, dojrzałam mojego opiekuna, który drzemał przykryty swoimi skrzydłami. Cicho zbliżyłam się i usiadłam obok niego. 
- Holie? - Anioł otworzył oczy i spojrzał na mnie pogodnym wzrokiem. - Cieszę się, że mnie odwiedziłaś. - Potarł dłonią o mój policzek. 
- Chyba musimy porozmawiać. - Odwróciłam wzrok i spojrzałam na niebieskie, bezchmurne niebo.
- Tak - przyznał. - Myślę, że to odpowiednia chwila. 
Oparłam głowę o popękaną korę drzewa.
- Opowiedz mi dokładnie o swojej przeszłości. Wszystkie szczegóły. Nie chcę, aby ponownie mnie ktoś zaskoczył. - Anioł zmienił pozycję i usiadł, opierając się o pień. 
- Wszystko zaczęło się jeszcze przed tym, gdy zaczęliśmy współpracować z egzorcystami. Już wtedy moje zainteresowanie śmiertelnikami było niezwykle silne. Imponowała mi ich siła i upór, a jednocześnie obrzydzała mnie ich słabość, głupota i kruchość. Tak, jak już ci mówiłem, kiedyś byłem całkiem inny. Bezlitośnie zabijałem upadłych. Nawet moich braci, którzy postanowili przejść na stronę zła. Wszystko zmieniło się, kiedy ludzie zaczęli nas wzywać za pomocą magii. Powoli moje serce zaczęło mięknąć i przywiązywać się do tych bezbronnych istot. W nagrodę za to, że pozostają silni ofiarowałem im swój ogień. Z każdym dniem patrzyłem na to, jak rosną w siłę i jak się rozwijają. Niestety był to jeden z największych błędów, jakie kiedykolwiek popełniłem... Ogień stał się narzędziem niezgody. Ludzie zaczęli się nienawidzić i wykorzystywać go do uśmiercania innych. Oprócz niewielkiej grupy przestali w nas wierzyć i powoli zapomnieli o naszym istnieniu. Mój grzech zrodził jeszcze więcej grzechów, ale widząc to, jak bardzo pomógł on ludziom, został mi odpuszczony. Niestety to nie była jedyna z moich win. Kilkaset wieków później zrodzili się pierwsi egzorcyści. Z całej złej energii na Ziemi zaczęły tworzyć się demony, które nazwano Upadłymi. Egzorcyści za pomocą kontraktów z aniołami mieli za zadanie z nimi walczyć. Właśnie wtedy poznałem swoją pierwszą partnerkę. Była na tyle silna, że była w stanie mnie przywołać i kontrolować moje moce. Niestety, to skończyło się dla niej tragicznie. Ludzie nie wierzyli w to, że jest ona wysłanniczką Boga i jej zdolności służą do ich obrony. Została oskarżona o czary i następnie spalona na stosie. Kolejne podopieczne kończyły w podobny sposób. Niektóre z nich same popełniały samobójstwo z powodu miłości do mnie. Nie uważałem wtedy, że robię coś nie tak. Po prostu cieszyłem się obecnością ludzi. Wtedy jeden z kościołów uznał mnie za diabła, który zwodzi śmiertelników i strącił mnie z anielskiej hierarchii. Przez mój upór i starania wróciłem do nieba, jednak niektórzy nadal uważają mnie za ucieleśnienie zła... - Umilkł.
- Mylą się! - Krzyknęłam bez namysłu.
- Czasami chciałbym w to wierzyć. - Oparł głowę o moje ramię. - Teraz już pewnie się domyślasz, dlaczego Kamael postąpiła tak ostatnim razem. - Spojrzałam na niego z lekkim zakłopotaniem. - Mój płomień rozpalił wiele serc, Holie. Jedno z nich należało właśnie do Kamael. Jako opiekunka zasad nie mogła zaakceptować tego jaki jestem, mimo to pokochała mnie. Pomimo tego, że jesteśmy całkiem inni. Dla mnie nie istnieją bariery. Jestem ogniem, a ogień niszczy wszystko na swojej drodze. Ona zawsze podążała zgodnie z zasadami. Zawsze była chłodna jak moc, którą posiada. I pomimo tego niedopasowania ja także ją kochałem i to dla niej wróciłem. Dzięki temu uczuciu jestem tu teraz. - Wziął głęboki oddech. Nie wiedziałam co powiedzieć. Do oczu napłynęły mi łzy. Czułam się dziwnie. Zupełnie, jakbym po raz pierwszy spotkała osobę, które znam już tak długo...
Po dłuższej chwili milczenia Uriel odezwał się:
- Przepraszam za to, że nie opowiedziałem ci tego wcześniej. - Oparłam głowę o jego ramię i wyprostowałam nogi. 
- Cieszę się, że w końcu wszystko mi wyjaśniłeś. - Oblizałam wargi. - Ja również kogoś kocham. Pewnie nawet wiesz kogo, i choć niewiele wiem o tym, co czujesz do Kamael, myślę że jesteśmy podobni. Dla miłości robimy dziwne rzeczy. - Podniosłam dłoń i rozprostowałam palce na tle słońca. - Cieszę się, że to właśnie ty jesteś moim opiekunem... - Pochylił głowę i musną ustami moje czoło. 
- Również się z tego cieszę, dzięki tobie znowu mogę się zmienić... - Gdy skończył zdanie natychmiast przypomniałam sobie scenę z mojego snu, gdy martwy leżał w moich ramionach. Poczułam gorzki ucisk w gardle. Moje serce zaczęło bić jak oszalałe. 
- Holie? - Szybko podniosłam się i oddaliłam od anioła. - Holie, wszystko w porządku? - Głośno przełknęłam ślinę. Zacisnęłam pięści tłumiąc w sobie strach. Nigdy nie dopuszczę do tego aby ta wizja miała się ziścić. 
- Tak, nic mi nie jest. - Uśmiechnęłam się. - Wszystko jest jak najbardziej okej. - Wzięłam głęboki oddech całkowicie tłumiąc w sobie lęk. Po chwili zadałam pytanie.
 - Urielu, czy kiedykolwiek twoi podopieczni miewali wizję przyszłości?
- Nie przypominam sobie, zresztą taka umiejętność wymaga wrodzonego talentu. Skąd to pytanie?
- Tak tylko pytam. Czy nie było by zabawniej wiedząc, co na nas czeka? - Spytałam, ukrywając prawdę o dręczącym mnie koszmarze...
~*~

 Witam. Dzisiaj nieco krótszy rozdział, ale o wielkim znaczeniu. Dalej ciągnę wątek Holie i Uriela. Muszę się przyznać, że właśnie ten paring jest mi bliższy. Obiecuję, że wkrótce akcja ruszy i będzie się działo znacznie więcej, jednak wszystko w swoim czasie. Odbiegając od tematu opowiadania w końcu powstał fanpage. Jeśli jesteście ciekawi jak powstają rozdziały i co mnie inspiruje oraz chcecie być na bieżąco z tematyką bloga- zapraszam serdecznie (link w ogłoszeniach).
 U mnie też zmiany... Chociaż nie wiem czy na dobre. Ogólnie ostatnio wiele się dzieje. Wakacje, koniec roku, koniec niektórych znajomości.. To wszystko jest strasznie przytłaczające. Myślę, że dlatego mogę z łatwością opisywać stan Holie, jestem w podobnej sytuacji co ona. No ale wszystko jakoś się ułoży. Prawda Oli? Wiem, że to mój błąd...
 Korzystając z okazji chciałbym złożyć życzenia bliskiej mi osobie, która z pewnością czyta to opowiadanie. Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki dla mojej największej Fanki. Mamo, dziękuję za wsparcie i za to, że pomimo wszystkich głupot jakie tu wypisuję dalej dzielnie brniesz w świat aniołów. Ten rozdział dedykuję Tobie- mam nadzieję, że kiedyś otrzymasz egzemplarz w wersji drukowanej. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego! Sto lat!
 Tym miłym akcentem kończę dzisiejszy wpis. Mam nadzieję, że się podobało, już wkrótce kolejne przygody egzorcystów i aniołów!

Pozdrawiam serdecznie.


4 komentarze:

  1. Niesamowity rozdział, pełen emocji. Niestety też często miewam koszmary i niektórych z nich, tak jak Holie nie zapomnę. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i mam nadzieję, że wena Cię nie opuści! Liczę na jakąś nową postać ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Cieszę się, że się podobało. Co do koszmaru Holie. to nie jest wyłącznie sen, ale wszystko wyjaśni się wkrótce. Nowa postać? Nie zdradzę co będzie działo się dalej, ale z pewnością bohaterowie zawrą nowe znajomości, tylko czy będą one pozytywne?
      Wena jest i widać jej skutki. Na razie zajmuję się czymś innym niż pisanie bo szykuje się mała niespodzianka! Jeszcze raz dziękuję za tak ciepłe słowa! Pozdrawiam serdecznie! :)

      Usuń
  2. Niesamowite <3 Zresztą jak wszystkie rozdziały. Czytając rozdział po rozdziale zawsze czymś mnie zaskakujesz oby tak dalej <3 Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że zaskakuję tylko w pozytywny sposób. ;)
      Bardzo mi miło. Pozdrawiam!

      Usuń

Szkielet Smoka Panda Graphics