13.07.2014

18. God will forgive me. It's his job.

Śnieżnobiały pył otula martwą, wypaloną ziemię
Szarobury dym usypia
Delikatną dłoń przysłonił betonowy gruz
Słońca prawie już nie ma
I tylko cisza wśród spalonych drzew
Pokuty czas
-
TAM - Jutro

~*~

Stałam tępo wpatrując się w drzwi. Choć dookoła mnie stali inni egzorcyści, nie byłam w stanie ich dostrzec. Ich sylwetki, kształty, kolory, wszystko mieszało się i stawało się nieistotne. Przede mną były jedynie wrota, które powoli zatrzaskiwały się za osamotnioną przyjaciółką, ruszającą do walki. Poczułam jak wzbierają we mnie emocje. Nie pozwolę, by kolejna osoba ucierpiała w tej chorej bitwie! Liv, dlaczego? Dlaczego tak bardzo ryzykujesz, przecież nie jesteś sama! Przez twój talent straciłaś już wystarczająco dużo... Nasze rozmowy podczas treningu dały mi siłę, abym mogła tu dzisiaj być, czemu nie chcesz aby ci pomóc? - Chaos wypełnił moją głowę. To straszne jak silne może być uczucie przywiązania. Tylko czy ja na pewno jestem dobrą przyjaciółką? Ciągle udaję, że myślę o innych, a może sama siebie oszukuję? Nie wiem...
 Wciąż stałam w miejscu, oczekując jakiegokolwiek znaku. Czy kiedykolwiek wszystko się ułoży? Czy ciągle będziemy trwać w tym szalonym śnie? - Zadawałam sobie niezliczone pytania. Szukałam odpowiedzi, starałam się jakoś zapanować nad swoim ciałem. Kolejny raz zostałam sparaliżowana własnym strachem. To okropne, że coś tak prozaicznego może całkowicie pozbawić mnie sił do działania. 
 Poczułam ciepłą dłoń na ramieniu. Odwróciłam wzrok i spojrzałam na twarz anioła. 
- Idziemy? - Zapytał zupełnie tak, jakby usłyszał moje myśli. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam potwierdzająco głową. Uspokoiłam się. Zawsze, gdy czułam jego wsparcie, moje najczarniejsze myśli znikały jak bańki mydlane. 
 Podeszłam bliżej drzwi i mocnym pchnięciem otworzyłam je. W tym samym momencie grupa egzorcystów zbliżyła się, ciasno mnie otaczając. Pomiędzy nimi dostrzegłam Shoueia, który z poważną miną przyglądał się mi i Urielowi.
- Możesz mi wyjaśnić co właściwie planujesz? - Spytał oziębłym tonem. Zmarszczyłam czoło. - Zadałem pytanie. 
  Grupa kilkunastu osób zaczęła się gwałtownie przybliżać, coraz ciaśniej mnie otaczając. Dotykałam plecami pleców Uriela. Byliśmy w pułapce. 
- Wiem, że się przyjaźnimy, ale teraz muszę odstawić łączące nas więzi na drugi plan. Nie pozwolę ci podejmować pochopnych decyzji. Nie pójdziesz tam. - Japończyk zbliżył do mnie swoją dłoń. Pod wpływem jego dotyku utraciłam jakikolwiek kontakt z opiekunem. Anioł zniknął w bladym blasku. Zamarłam. Poczułam silny napływ strachu. Dwóch mężczyzn złapało mnie za ramiona nie pozwalając się ruszyć. 
- Co mi zrobiłeś?! - Wrzasnęłam z ogromną złością, cudem unosząc wzrok na jego twarz. Dwóch osiłków niemal z uśmiechem na twarzy krępowało moje ciało. 
- Tylko na chwilę zaburzyłem przepływ twojej magii. Nie bój się, to nic poważnego. Za chwilę będziesz w stanie ponownie przyzwać Uriela, ale nie radzę ci znów podejmować takich głupich decyzji. - Odwrócił się na pięcie i gestem wskazał swoim kompanom, aby odprowadzili mnie od drzwi. 
- Nie boisz się o nią?! - Krzyknęłam, próbując wyrwać się z ich uścisków. - Przecież wiem, że Liv nie jest dla ciebie tylko przyjaciółką! Zostawiasz ją ot tak na pastwę losu?! - Nim zdążył odpowiedzieć, ogród wypełnił odgłos wybuchu. Po chwili całe pomieszczenie lekko zadrżało. Wykorzystując chwilę nieuwagi, wyswobodziłam się z ich uścisków i ponownie otworzyłam drzwi, tym razem skutecznie uciekając od pozostałych. 
 W ręku ściskałam pokrowiec Kuronohany. Mimo, że nie mogłam wezwać Uriela czułam w sobie jego ogień. Nie byłam pewna, gdzie właściwie udała się Liv, ale sądząc po śladach walki szłam w dobrym kierunku. Pokruszony tynk, popękane ściany, powybijane szyby i niewielkie kupki popiołu były jednoznaczne z tym, że boska czarodziejka tu była.
 Co jakiś czas oglądałam się, czy nikt za mną nie biegnie. Nie wiem dlaczego Shouei tak zareagował, ale byłam pewna, że ten atak obnażył prawdziwą naturę tego miejsca. Jeszcze chwilę temu zdawało mi się , ze jesteśmy rodziną, że dla drugiej osoby każdy poświęci swoje życie... Po raz kolejny myliłam się. Nie powinnam była się przywiązywać do tych ludzi, nie powinnam była im ufać, nie powinnam... No właśnie? Czego właściwie nie powinnam? Od dawna robię to co uważam za słuszne, chociaż rzadko kieruję się sercem, to czasami ono podpowiada mi najlepsze scenariusze. Przecież gdyby nie te kilka uczuć, nie byłoby mnie tu. Dalej siedziałabym w milczeniu gdzieś w krańcu ogrodu, nie przejmując się tym, że zupełnie obca osoba została wysłana na pewną śmierć. Ta jedna cecha sprawiała, że chociaż w małym stopniu lubiłam siebie. Pomimo wszelkich negatywnych cech, to właśnie troska i oddanie sprawiały, że byłam bardziej ludzka...
 Starałam się nie myśleć o tym, co miało miejsce chwilę temu. Zresztą, jakie to teraz miało znaczenie? Życie mojej przyjaciółki jest w niebezpieczeństwie, a skoro żaden z szanujących sie egzorcystów nie ma odwagi, by ją uratować- zrobię to sama. Pomimo, że nie jestem w stanie przywołać Uriela, dalej będę unosić swój miecz, chociaż moje poświęcenie pewnie nikogo nic nie nauczy, ale ja będę mogła swobodnie spoglądać w lustro. To najlepsze z możliwych wyjść. Bolało mnie to, że jakieś głupie zakazy i prawa były ważniejsze od życia. Nie pozwolę na to, chociażbym miała walczyć z całymi tymi zakłamanymi zasadami. Zresztą, kościół sam zgotował sobie taki los - Melody, Vladimir... Ciekawe jak wiele osób jeszcze przez nich ucierpiało.
 Dostrzegłam migoczące światło rozchodzące się w mrokach korytarza przy stołówce. Wzięłam głęboki oddech i starałam się uspokoić. Serce biło mi jak oszalałe, nie tylko dlatego że biegłam, ale dlatego że odczuwałam ogromną niemoc która wywoływała niespotykany wcześniej strach. Wcześniej pomimo tego, że się bałam Uriel był blisko. Czułam jego płomień i  byłam w stanie brnąć dalej. Teraz pierwszy raz byłam sama, stawiałam czoła czemuś co wykraczało po za zdolności zwykłej osoby, którą pod wpływem Shoueia niewątpliwie się stałam. 
  Mimo tych czarnych wizji w końcu ruszyłam do przodu. Mocno zaciskałam pokrowiec z mieczem. Zabawne, przecież nawet nie jestem w stanie się bronić, a chcę przejść od razu do ataku. Marszowym krokiem zbliżyłam się do drzwi i weszłam do środka.
 Pomieszczenie było całkowicie zdewastowane. Odłamki szyb szkliły się w świetle nocnego, zimowego księżyca, lodowate powietrze wpadało do środka przez zniszczone okna i ściany. Pośrodku tego okropnego obrazu dostrzegłam leżącą Liv. Miała posiniaczone ciało, a niewielkie otarcia i oparzenia pokrywały jej dłonie i odsłonięte nogi. Niewiele myśląc zbliżyłam się do przyjaciółki. 
- Liv... - Podniosłam jej głowę, dziewczyna powoli zaczęła odzyskiwać przytomność.
- Co ty tu robisz? - Powiedziała słabym głosem. Uniosła rękę i dotknęła mojego policzka.
- Ciii - złapałam ją za dłoń. - Już dobrze. - Rozglądnęłam się dookoła, oprócz nas nie widziałam nikogo. Blondynka z trudem podniosła się do siadu.
- Przepraszam, moje ciało nie wytrzymało tak dużej ilości energii... - Uśmiechnęła się łagodnie, choć jej oczy błyszczały od nadmiaru łez. - Taka to ze mnie boska czarodziejka... 
- Nie musisz nic mówić, to nie twoja wina. Teraz moja kolej. - Puściłam jej dłoń i wstałam.
- Holie, co ty chcesz zrobić? - Szybkim ruchem złapała mnie za róg zniszczonej bluzy.
- Zakończę to raz na zawsze. - Mocniej zacisnęłam uścisk na broni. - Poczekaj na mnie tutaj. - Spojrzała na mnie swoimi dużymi oczami i delikatnie skinęła głową.
- Niech bogowie mają cię w swojej opiece. - Roześmiałam się. 
- Bogów do tego nie mieszajmy, to nie ich sprawa. - Odwróciłam się na pięcie i szybko ruszyłam w kierunku drzwi. Oparł dłoń o drewnianą framugę. - Zresztą żaden bóg nie przejmują się czymś tak błahym jak nasze życia...
 Przykucnęłam obok jednej ze ścian korytarza. Powoli czułam jak na nowo wypełnia mnie ciepło, czułam jak boski płomień do mnie wraca. Nareszcie byłam w stanie spełnić moją obietnicę. 
- Urielu? - Cicho powiedziałam, obok mnie pojawił się niewielki krąg, błyszczący pomarańczowym światłem. Wirujące iskierki powoli zmieniały się w płomienie, byłam otoczona przez wirujący ogień. Po chwili ujrzałam Uriela w ludzkiej postaci stojącego na przeciwko mnie.
- Jestem gotowy. - Podał mi dłoń i pomógł wstać. - Zakończmy to. - Uśmiechnął się po czym zmieniając się w kilka płomyków dołączył do otaczającego mnie ognia. Uniosłam wysoko głowę. 
- Teraz wszystko zależy od nas. - Wyciągnęłam Kuronohanę z pokrowca, który z cichym brzdęknięciem upadł na podłogę. Czując ogromną moc ruszyłam na spotkanie sprawcy tego całego zamieszania, gotowa na wszystko co szykował los, zresztą wszystko było lepsze niż bezowocne oczekiwanie na jego ruch.
 Z dużym opanowaniem i w całkowitym skupieniu przemierzałam kolejne pokoje. Nigdzie nie było śladu strzyg, nie wspominając już o Vladimirze. Ciągle trzymałam przed sobą miecz, a otaczające mnie błyszczące ogniki oświetlały ponure, skąpane w mroku pomieszczenia.
- Holie, czuję coś w gabinecie Kardynała. - Głos anioła przerwał panującą ciszę. Przygryzłam wargę. Od gabinetu dzieliło mnie około pięćdziesiąt metrów. Mocniej zacisnęłam rękojeść.
- Czyli czas na wielki finał. - Westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
 Szybkim ruchem otworzyłam drzwi, które z głośnym hukiem uderzyły o ścianę, ledwo co utrzymując się w futrynach. Wnętrze pokoju oświetlone było przez kilka dużych, białych świec. Gdyby nie to, że ciągle byłam otoczona przez płomień Uriela gabinet dalej pozostałby wypełniony mrokiem. Nerwowo rozglądnęłam się dookoła. Nie dostrzegłam niczego niepokojącego, jednak pomimo tego ciągle byłam w gotowości do walki. 
- Nie musisz się skradać. - Do moich uszu dotarł gruby, męski głos. - Wiem, że tutaj jesteś, egzorcystko. - Uniosłam miecz. Zakapturzony mężczyzna wyłonił się zza filara. - A ty to Uriel, prawda? - Spytał trzymając w dłoni plik kartek. 
- Nawet jeśli, to nie powinno cię obchodzić! - Krzyknęłam. Przybysz przekrzywił lekko głowę i uniósł prawą rękę w górę. Po chwili bladoczerwone światło zaczęło wypełniać całe pomieszczenie, za jego plecami pojawiły się trzy magiczne kręgi, z których powoli zaczęła wyłaniać się postać anioła.
- Leuviah! - Wrzasnął. Anioł w ludzkiej postaci unosił się za Vladimirem. W odróżnieniu od innych znanych mi ludzkich postaci niebiańskich duchów, miał długie czarne włosy sięgające ziemi, ubrany był w podartą szaro-brunatną szatę, a jego kończyny i skrzydła skrępowane były przez grube, mosiężne łańcuchy. 
- Dziecko, nawet nie wiesz czego tak usilnie chcesz bronić. - Uśmiechnął się ściągając z głowy kaptur. Jego twarz była pokryta bliznami, a blada, niemal biała skóra, poprzecinana była przez liczne różowe zagłębienia. Jego proste, długie włosy opadały na ramiona okryte płaszczem. Jego opiekun delikatnie zakołysał się w powietrzu. Mężczyzna wziął głęboki oddech. 
- Myślisz pewnie, że to ja jestem tym złym. - Uniósł kartki, które zaciskał w dłoni. - Zobacz sama kim są ci, dla których tak się starasz! - Dźwięk jego głosu wywoływał gęsią skórkę. Pomimo, że ciągle byłam blisko Uriela w obecności Vlada czułam się nieswojo. Jego słowa wzbudziły we mnie wątpliwości. Pomimo tego, że zaciskałam miecz w ręce i w każdej chwili byłam gotowa do ataku, w głowie krzątały się ponure myśli. Zachowanie Shoueia, Melody, sam Vlad - wszystko to sprawiało, że coraz bardziej wątpiłam w tą instytucję. Czy jako egzorcystka postępuję dobrze? Przecież mamy chronić ludzi, a pod wpływem durnych rozkazów ryzykujemy życiem naszych towarzyszy. Nie, nie mogę tak myśleć. Potrząsnęłam głową. Nie mogę dać się oszukać. 
- Myślisz, że twoje kłamstwa mają na mnie jakiś wpływ? - Wyrzuciłam z siebie czując ulgę. - Nie pozwolę ci bezkarnie niszczyć mojego domu! - Kilka kul ognia zaczęło gwałtownie wirować wokół mnie. Po chwili z dużą szybkością wystrzeliły w stronę wampira. Mężczyzna zaśmiał się donośnym głosem. 
- Wybacz, ale nie mam czasu na zabawę w przedszkole. Leuviach! - Bez żadnych uczuć wypowiedział imię anioła i rozkazującym gestem machnął ręką. Łańcuchy otaczające Leuviaha rozbłysły. W jednej chwili anioł wykonał ruch i zasłonił swojego podopiecznego skrzydłem. Kilka ognistych pocisków trafiło bezpośrednio w niego, pozostawiając duże ślady. Zapach palonych piór wypełnił pomieszczenie. - To bez sensu. - Mężczyzna ponownie wydał rozkaz. Z ramion anioła wystrzeliły w moją stronę dwa, ostro zakończone łańcuchy. 
- Holie, uważaj! - Usłyszałam głos Uriela. Wykonując skok do tyłu zdołałam uniknąć ataku. Ostrza z głośnym hukiem uderzyły o drewnianą posadzkę, krusząc ją na drobne odłamki. Ściskając Kuronohanę ruszyłam do kontry, zamachnęłam się i wymierzyłam cios. Byłam niemal pewna, że trafiłam go prosto w serce, jednak ostrze zatopiło się w skrzydle anioła. Stróżka błękitnej krwi zaczęła spływać i powoli skapywać na rękaw Vlada.
- Co robisz?! - Krzyknął. - Jakim prawem masz czelność mnie brudzić?! - Wykonał gest ręką. Kilka magicznych kręgów pojawiło się wokół anioła. Łańcuchy zapłonęły czerwonym światłem. Duże, rubinowe błyskawice uderzyły prosto w jego bezbronne ciało. Ponownie poczułam odór palonych piór. 
- Urielu, to do niczego nie prowadzi... - Opuściłam ręce. Nie mogę pozwolić, by ten zwyrodnialec bezkarnie go krzywdził! Wyskoczyłam w powietrze. Kolejny ostro zakończony łańcuch przeleciał tuż obok mojej głowy, zostawiając niewielką ranę na moim policzku. Złapałam oburącz rękojeść i szybkim cięciem wymierzyłam cios. Ponownie stal trafiła w skrzydło Leuviaha. 
- Zniszcz ją! - Wydał rozkaz. Kilkanaście ostro zakończonych łańcuchów wystrzeliło w moją stronę. Starałam się ich uniknąć, jednak jeden z nich trafił w moje wcześniej zranione ramię. Upuściłam miecz, który z brzdęknięciem spadł na ziemię i potoczył się, oddalając na kilka metrów. Ostrze anioła ciągle tkwiło w mojej ręce. Cholera! Ból mieszał się z nienawiścią i gniewem. Krew intensywnie zaczęła sączyć się z nowo rozszarpanej rany. Przykucnęłam i zaciskając zęby złapałam za łańcuch. Mocnym szarpnięciem wyrwałam go. Przycisnęłam ranę wolną dłonią, starając się zatamować krwawienie. Powoli traciłam czucie w palcach. Anioł wymierzył kolejny strzał. Z trudem wykonałam przewrót w tył. Bolesne uczucie stawało się nie do zniesienia. 
- Holie! - Uriel pojawił się przy mnie. Jego oczy płonęły, a na twarzy malowało się przerażenie. - Wszystko w porządku? - Spojrzał na ranne miejsce. 
- Muszę szybko zatamować krwawienie. - Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej, z każdą chwilą traciłam siły. Opiekun zbliżył się do mnie i przyłożył swoje dłonie do rany, która zabłysnęła jasnym płomieniem. Poczułam ostry, palący ból. Moja ręka płonęła. Krzyczałam, byłam bliska obłędu. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś podobnego. 
- Wybacz mi... - Urwał i oderwał swoje dłonie. Krwawienie ustąpiło, chociaż nadal czułam ogromny ból. Zapach palonego mięsa przyprawiał mnie o mdłości. Łzy spływały mi po policzkach strumieniami. 
- Nie jesteś w stanie dalej walczyć. - Anioł stanął przede mną i rozłożył swoje skrzydła. Wyciągnął rękę i wypowiedział kilka słów. Wokół jego dłoni zaczęły krążyć niewielkie języki ognia, a pod stopami uformował się krąg z pięcioramienną gwiazdą. W jednej chwili Kuronohana wzniosła się i trafiła wprost do jego dłoni. 
- Nie wybaczę wam tego. - Powiedział ponurym, przytłumionym głosem. Niemal błyskawicznie znalazł się przy Vladimirze i wymierzył cios mieczem. Kolejne cięcie trafiło w Luviaha.
- To śmieszne. - Mężczyzna zakpił. - Powinniście nam służyć, a nie traktować jak przyjaciół. Jesteście tylko marionetkami! Urielu, zawsze byłeś głupcem, ale nie sądziłem, że aż tak wielkim. - Wykonał ruch ręką. Lauviah wydał z siebie przeraźliwy dźwięk. Kilka czerwonych kręgów pojawiło się nad nami. - A teraz gińcie! - Nagle ogromne błyskawice zaczęły niszczyć wszystko, co spotkały na swojej drodze.
- Holie! - Uriel w jednej chwili znalazł się przy mnie osłaniając mnie swoim ciałem. Kilka wyładowań trafiło prosto w niego. Jego oczy straciły blask, opadł bez sił na ziemię. 
- NIE! - Wrzasnęłam. Czułam się okropnie. Moje ręce drżały, nie mogłam powstrzymać łez. Ostrożnie przyłożyłam dłonie do twarzy Uriela. 
- Paradis ignis in domu tamum - Zniknął w obłoku delikatnych płomyków. Zaciskając wolną dłoń na rannej ręce ruszyłam przed siebie. Ledwo trzymałam się na nogach. 
- To, że porwałeś Ariannę, to, że zaatakowałeś mój dom, to, że przez ciebie moja towarzyszka zginęła... To wszystko byłabym w stanie wybaczyć! - Mówiłam niemal nieświadomie, całkowicie straciłam kontrole nad swoim ciałem. - Ale to, że zraniłeś mojego opiekuna przekracza wszelkie granice. Nie wybaczę ci tego! Słyszysz?! - Krzycząc szłam przed siebie. Nie zważałam na to, że mój stan nie nadawał się do dalszej walki. Byłam ranna, pozbawiona wsparcia anioła, mimo to nie mogłam pozwolić, aby uszło mu to na sucho. 
- Śmieszne. Teraz nie jesteś dla mnie najmniejszą przeszkodą. - Zaśmiał się. - Ile mam jeszcze czekać? Wykończ ją! - Wrzasnął. Luviah kolejny raz wystrzelił w moją stronę kilkanaście łańcuchów. Nie wykonałam uniku, większość z nich trafiło obok mnie. Jednak jeden ciągle kierował się w kierunku mojej głowy. Niemal z nadludzką szybkością złapałam go w locie. Ostrze pokaleczyło moją dłoń, ale nie byłam już w stanie tego poczuć. Przymknęłam oczy. Moja dłoń zabłysnęła pomarańczowym światłem i zaczęła płonąć. Metalowe ogniwa topiły się i skapywały na podłogę. 
- Nie możesz wykończyć nawet zwykłej śmiertelniczki! - Vladimir odwrócił się i pociągając za jeden z łańcuchów na piersiach swojego opiekuna sprawił, że kilkanaście błyskawic ponownie trafiło prosto w jego ciało. Lauviah zawył przeraźliwym głosem. - Bezużyteczny śmieć... - Mężczyzna splunął na niego. Uniosłam głowę. 
- Ty stary głupcze! - Krzyknęłam. - Nie masz prawa go ranić. - Zacisnęłam pięści i biegiem ruszyłam w jego stronę. 
- Jesteś upierdliwa jak mucha! - Łańcuchy wystrzeliły w moją stronę. Wyskoczyłam w górę i uniknęłam ich ostrzy. Znalazłam się teraz bezpośrednio przy Vladimirzie. 
- Nigdy nie lekceważ prawdziwej więzi. Urielu! - W jednej chwili otoczyły mnie ogromne płomienie, czułam jak boski ogień wypełnia całe moje ciało. Złapałam za głowę przeciwnika, mocno zaciskając na niej dłoń. Jego skóra płonęła pod wpływem mojego dotyku, powoli węgląc się. Wrzeszczał i próbował się wyrwać, jednak mocniej zacisnęłam uścisk i pomimo jego wszelkich prób ucieczki nie mógł się wydostać. 
- Zróbże coś! - Krzyczał z wściekłości, jednak wszystkie ciosy Leuviaha zostały odpierane przez otaczające mnie płomienie Uriela. 
- Jesteś nikim! - Puściłam go i wymierzając silny cios pięścią trafiłam bezpośrednio w jego splot słoneczny. Siła uderzenia była tak duża, że mężczyzna przeleciał kilka metrów do tyłu i z głośnym hukiem uderzył o ścianę. Po chwili jego martwe ciało zmieniło się w kupkę popiołu. Otaczające mnie płomienie zniknęły. Upadłam na kolana obok lewitującego Lauviaha. Anioł ciągle skrępowany był przez łańcuchy. Podniosłam na niego wzrok. Spojrzałam głęboko w jego błękitne, delikatnie błyszczące oczy i szeroko się uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku? - Z trudem podniosłam się i przyłożyłam dłoń do otaczających go łańcuchów, które pod wpływem mojego dotyku zaczęły się kruszyć. Anioł był wolny. 
- Dziękuję. - Jego melodyjny głos wypełnił pomieszczenie. Uklęknął przede mną i opuścił głowę w geście podziękowania. Dotknęłam jego ramienia.
- Nie masz za co dziękować. - Ciągle się uśmiechałam. 
- Dzięki tobie odzyskałem wolność. Powierzam swój los w twoje ręce, pani. - Pokornie odpowiedział ciągle się pochylając. Zacisnęłam dłoń na jego barku i również przed nim uklęknęłam.
- Leuviahu, jesteś wolny. Nie chcę, abyś znów musiał cierpieć. - Po jego policzkach zaczęły spływać błyszczące łzy. - Urielu, co o tym sądzisz? - Spytałam. Obok mnie stanął mój opiekun w ludzkiej postaci. Uśmiechał się ciepło. 
- Jeśli jesteś tego pewna, nie mam nic przeciwko. - Roześmiałam się i ponownie spojrzałam w oczy Leuviaha.
- Może nie jesteśmy najbardziej zaprawionymi w boju wojownikami, ale jeśli nie masz nic przeciwko, to byłby mi miło gdybyś chciał z nami współpracować. - Wyciągnęłam przed siebie dłoń. - Miło mi, jestem Holie. - Anioł niepewnie uścisnął moją dłoń. 
- Nazywają mnie Leuviah. Jestem opiekunką natury. - Zamurowało mnie. 
- Więc jesteś kobietą? - Zachichotałam. Uriel zbliżył się i oparł swoją dłoń na moim ramieniu. 
- Witamy w zespole. - Poczułam wielką ulgę, tak jakby wszystko to, co się wydarzyło było tylko złym snem. 
- Cieszę się, że jesteś z nami. - Ciągle trzymając jej dłoń podniosłam się z kolan. Anielica delikatnie zatrzepotała śnieżnobiałymi skrzydłami. Puściła moją dłoń. Lekko zadrżałam, a Uriel pomógł mi zachować równowagę, pozwalając wesprzeć się na swoim ramieniu. 
- Dziękuję wam. - Jej ciało zaczęło błyszczeć jasnobłękitnym światłem. Długie, czarne włosy powoli znikały, a na ich miejscu pojawiły się białe, kręcone kosmyki. Jej zniszczone ubrania zastąpiły jasne zwiewne szaty, które powoli ukrywały się pod srebrną, zdobioną czarnymi runami, zbroję. Nieziemsko błękitne oczy jeszcze mocniej zabłysły, a zranienia i wszelkie blizny ginęły pod wpływem światła. Po chwili Leuviah stanęła w swojej prawdziwej postaci. 
- Holie - spojrzała w naszą stronę - Urielu, chcę z wami zostać... - Obdarowała nas cudownym, delikatnym uśmiechem i wyciągając przed siebie ręce oplotła je wokół mojej szyi. Poczułam na sobie dotyk skrzydeł Uriela, który przytulił nas obie. Pod nami pojawił się ogromny magiczny krąg, który delikatnie wirował mieszając w sobie płomienie i błyskawice. Poczułam w sobie ogromną radość - pokonałam wszelkie słabości i dzięki temu zyskałam coś niezwykłego. Dzięki tej walce stałam się jeszcze silniejsza. Może to jednak nie był taki stracony dzień? Uśmiechnęłam się i mocniej wtuliłam w opiekunów. Przez rozbite okna do pokoju zaczęły wpadać jasne promienie słońca. Wraz z nowym dniem nastał nowy początek. 
- Dziękuję wam. Pozwólcie, że trochę odpocznę. - Przerwałam chwilę ciszy. Anioły skinęły lekko i zniknęły pozostawiając mnie samą w zniszczonym gabinecie. Podeszłam do miejsca, w którym leżały prochy Vladimira. W świetle dnia dostrzegłam plik kartek, który trzymał mężczyzna. Na szarej okładce widniał napis 'Heretycy'. Podniosłam go z ziemi i otrzepałam z popiołów. Otworzyłam papierową teczkę i przeraziłam się na widok znajdujących się w niej dokumentów. Każda kartka zawierała dokładny opis eksperymentów i rytuałów, które przeszli niektórzy z egzorcystów. Co straszniejsze, większość z nich było teraz poszukiwanymi Czarnymi Egzorcystami. Wśród kolejnych nazwisk natrafiłam na Melody. Czyżby kościół jednak nie był taki dobry? Może moje obawy były słuszne? Sama już nie wiedziałam, co właściwie czułam. Zabrałam ze sobą teczkę i opuściłam pomieszczenie. Zmęczona ruszyłam w stronę ogrodu, wcześniej ukrywając dokumenty w sypialni...
~*~
Witam serdecznie po długiej przerwie. Nie bardzo jestem w stanie napisać coś mądrego - dopiero wróciłem z wesela, które trwało od wczoraj, dlatego też nie będę zbytnio się rozpisywać. Podzielę się tylko dobrą wiadomością - zostałem studentem. Cóż, to chyba wszystko na dzisiaj. Dziękuję za lekturę i do następnego.
Pozdrawiam :)


4 komentarze:

  1. Witaj, świetny rozdział, czekam na następny. Jak zwykle czytałam go z uśmiechem na twarzy i przeżywałam niesamowite chwile z Holie. Cóż... Znów nie wiem jak skomentować to, co jest idealne. Gratuluję, studencie i życzę weny ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam! Kolejny raz sprawiasz, że nie mogę przestać się uśmiechać. Od nowego rozdziału troszkę się zmieni. Postaram się jeszcze bardziej namieszać :)
      Dziękuję bardzo, jakoś się udało! Teraz już tylko czekać do października. :)

      Usuń
    2. Cieszę się, że chociaż tak mogę pomóc! Bardziej namieszasz? To będzie ciekawie... Nic, tylko czekać na nowy rozdział! Jeszcze raz pozdrawiam ;)

      Usuń
    3. Mam nadzieję, że wyjaśni się kilka wątków i przejdę do czegoś co było w planach od pierwszego rozdziału. Jak dobrze pójdzie to jeszcze w lipcu będzie na blogu. :)

      Usuń

Szkielet Smoka Panda Graphics